sobota, 31 grudnia 2011

Czy męczyłbym się z tobą tyle lat,

gdybym cię nie kochał? - brzmi logiczna odpowiedź na pytanie: dlaczegokochanieniemówisz miżemniekochasz.
Wiedziona analogiczną logiką odpowiadam: No pewnie, że życzę Wam jak najlepiej w Nowym Roku podobno przełomowym, w którym wszystkie ziemskie i nieziemskie kataklizmy mają spaść na nasze głowy włącznie z kilkoma końcami świata :)
Do poczytania w 2012 :)

wtorek, 27 grudnia 2011

Pierniczki

Dostałam pierniczki prawdziwe przepyszne, domowej roboty i pieczenia. Przepadam za pierniczkami, więc pochłaniam radośnie gwiazdeczki, serduszka, choinki, jakieś niezidentyfikowane obiekty... tylko jakoś tak mi głupio ogryzać skrzydła aniołom.
Bez skrzydełek nie polecą... nie?

czwartek, 22 grudnia 2011

Ta pora

Nadeszła jak co roku ta pora, że we wszystkich blogach to samo. Ba! żeby tylko w blogach, w sklepach, na ulicach, w metrze i w swetrze!
W sumie nie powinnam narzekać, bo to jeden z nielicznych momentów w roku, kiedy nie cierpimy, a wszyscy wszystkim życzą dobrze, w każdym razie lepiej;) Ale jak tu zachować morale, kiedy od dwóch tygodni w księgarni (otwartej, jak wiadomo) wita mnie jękiem Maryla, która od bladego świtu lula Jezunia? I tak przez całą szychtę na okrągło. Znaczy nie sama Maryla lula, inni też pojękują na okrętkę te same ślagiery, brrr. Czuję, jak się radykalizuję :)
No dobrze, Kochani. Pierogi jeszcze tyko czekają na lepienie, mam nadzieję, że i Wasze prace na ukończeniu, bawcie się, a nie objadajcie za bardzo, bo w USA już trzeba było ograniczyć przepisową ilość pasażerów na promie, bo się prom przechylał, jak wdzięczni wycieczkowicze lecieli na jedną burtę oglądać delfiny.
Zatem życzę panom, żeby wszystko było w pionie, jak należy, paniom, żeby wzrok sokoli nie psuł odbicia w lusterku zmyślonymi zmarszczkami, pieskom, żeby dostawały świetna karmę, po której będą miały piękne oczy, zęby i futerko oraz zdrową kupkę.
Pięknych prezentów, dobrego humoru :) Byczcie się i cieszcie :)
Czego i sobie życzę ;)

niedziela, 18 grudnia 2011

Dopadłam dziś Listy

Mrożka i Lema, dodruk. I to jest wybitnie optymistyczne, że dodruk, bo znaczy, że nakład zniknął. Rewelacja. Genialne. Jak tylko będziecie mieli okazję, dopadajcie. Te listy to perełki dowcipu, kąśliwej obserwacji życia w jedynie słusznym ustroju, uwagi (nie powiem niektóre złośliwe, ale zasłużenie) o ówczesnej braci literackiej, koniunkturalizmie (delikatnie sprawy nazywając), literaturze, o motoryzacji (wartburg), urzędnikach, podróżach i biurze paszportowym oraz codziennym chodzeniu tamże w nadziei, że podjęto już decyzję o wydaniu przepustki do świata. Wielkiego ;) Tego wielkiego też panowie w korespondencji nie oszczędzili.
Morał: Pewne rzeczy się nie zmieniają. Taka na przykład głupota była jest i będzie. To jedyne co stałe.
Tylko głupota wymyka się prawom fizyki kwantowej ;)

"Lem Mrożek Listy 1956-1978" Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2011 - świeżynka!

środa, 14 grudnia 2011

Własne miejsca na mapie

Nie bardzo mam kiedy pisać ;) to tak, żeby się trochę usprawiedliwić. Zasuwam jak dzika, ale jest coraz fajniej więc warto.
Dziś "wyrwałam się" coś załatwić i tak sobie wędrowałam, aż tu się okazało, że dotarłam do miejsca, które bardzo przyjemnie mi się kojarzy. Nie powiem, dlaczego, bo to blog otwarty;)
Na pewno każdy z Was też ma takie miejsca-wspomnienia: o tu jedliśmy razem lody, ale było wtedy pięknie i ciepło, a tu sobie gadaliśmy o... a tam to...
Trudniej by było sobie wspominać, gdyby te przeżycia pochodziły z wycieczki na biegun (dowolny): tu nam foka pomachała płetwą, a tam gonił nas głodny misiek... więc dobrze się składa, że wystarczy wyskoczyć na chwilę "na wolność", żeby pozwolić się opaść miłym wspomnieniom.
Morał: jedzcie lody, figlujcie i zaznaczajcie swoja obecność na mapie :) Unikajcie głodnych miśków.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Sejmowy kompleks łóżkowy


Po słynnym zeszłotygodniowym tępym rechocie wybrańców narodu w sejmie na zdanie posła Biedronia ukazało się w wielu miejscach mnóstwo komentarzy. Krytycznych rzecz jasna i ośmielę się stwierdzić, że ta krytyka jest spowodowana zmęczeniem społeczeństwa wobec spektakularnej durnoty tych, co się mają za elity intelektualne tego kraju.
Nie wiem, jak wygląda życie seksualne zapracowanych posłanek i posłów i guzik mnie to obchodzi, dopóki oni nie wtrącają się w moje. W czasach Anastazji można było poczytać to i owo na ten temat i wiadomo, że święci nie są. Czy orły w te klocki nie wiadomo, ale z dużym upodobaniem w naszym kraju ludziska zajmują się życiem intymnym innych - od smętnych seriali po wystąpienia sejmowe, każda okazja jest dobra.
Najpiękniejszym komentarzem pozostaje rysunek Sawki. Oszalałam z zachwytu, kiedy go tylko zobaczyłam w Pieprzowym linku i nadal tkwię w tym szalonym zachwycie. Ponieważ ów genialny rysunek ukazuje się od tamtej pory w wielu miejscach, więc stał się dobrem ogólnosieciowym. Chwalny autora ;)

niedziela, 6 listopada 2011

Z pamiętnika młodej księgarki ;) (2)

W narodzie nie ma chyba złudzeń co do poziomu czytelnictwa w naszym kraju, bo ludzie ustosunkowują się do otwarcia księgarni "Pod nietoperzem" w zasadzie na dwa sposoby:

- Oj, księgarnia? Nie mogła pani założyć jakiegoś dobrego biznesu? Wie pani, że ludzie nie czytają? No ale trudno, w okolicy nie ma księgarni, powodzenia życzę...
- No i jak idzie? Fajnie, że jest księgarnia, była bardzo potrzebna, a tu w okolicy nie ma księgarni... no właściwie niby jest jedna, ale... W każdym razie życzę powodzenia. Będzie, gdzie wpadać.

Co człowiek to opinia, ale powiem Wam, że aż jestem zdumiona stopniem życzliwości i tym, ile osób zagaduje i życzy.
Może to zasługa otwartości wręcz dosłownej? A może wystroju industrialno-paczkowego? W każdym razie dzielą się opiniami i przewidywaniami :)

Część wpada po raz kolejny, żeby opowiedzieć chociaż w przelocie, czy książka, która kupili i łyknęli była ciekawa. Jest też garstka takich co z tajemnicza miną mówią, że tu księgarnia się nie uchowa, bo miejsce jest niedobre. To mi przypomina opowieści o Błękitnym wieżowcu, który długo budowali swego czasu na placu Bankowym w moim mieście i ciągle było coś w poprzek. Podobno wina klątwy, bo wcześniej w tym miejscu stała synagoga. Może i metro warszawskie na samych synagogach budują, bo też coś opornie idzie. W ogóle, jak się tak przyjrzeć to chyba wkoło klątwy, bo tyle dziedzin szwankuje, że musi być wszystko przeklęte ;)
Przecież to nie może być wina zwykłej głupoty, lenistwa, chachmęctwa, niedopilnowania... Nie, z całą pewnością w takich przypadkach na scenę wkracza obowiązkowo Siła Wyższa!

P.S. Reklama frytek z KFC (usłyszałam dziś w TV), zapewnia, że u nich rzeczone frytki są z "prawdziwych ziemniaków" (albo "pełnych ziemniaków", ale niczego nie dam sobie uciąć za ten przymiotnik). Aż mnie zatkało. No a czego do %&*$##!!! mają być frytki ja się pytam?

poniedziałek, 24 października 2011

Z pamiętnika młodej księgarki ;) (1)

Będąc młodą księgarką przyszedł do mnie klient i zapytał czy mam nie te książkę, o której on myśli tylko całkiem inną. Nie tracąc rezonu, odparłam - zgodnie z prawdą - że mam całą kupę innych książek, więc nic tylko wybierać.
W przeciwieństwie do młodej lekarki honorarium czyli cena + VAT przyjmuję całkiem jawnie, bo się należy (na parapet nic już kłaść nie trzeba), a i twórczość oraz kulturę nie tylko osobistą wspiera.
Jako że taką odpowiedzią stanęłam frontem do klienta (młoda lekarka zwykła mawiać "stoję do pana otworem") - ale ja jednak, było nie było w kulturze robię więc mu front, a nie otwór pokazuję - klient ucieszył się bardzo i runął ku półce podpisanej wdzięcznie "rozwój wewnętrzny". Nachwaliwszy się mnie, że tak to pięknie nazwałam (a nie np czary i gusła albo psychologia, czemu byłby przeciwny) wdał się w długie wyjaśnianie na czym taki rozwój polega.

A że nie był to pierwszy klient, który lubi sobie w księgarni pogadać,doszłam do wniosku (po 3 pierwszych tygodniach), że praca (młodej) księgarki nie różni się znowu aż tak bardzo od pracy barmana :)
P.S. Najwięcej ludziska kupili książek dla dzieci. Ciekawe czy to tylko przerzucanie własnych czemuś niespełnionych ambicji czytelniczych, czy coś innego? Objaw, tak czy inaczej, pozytywny.

Ściskam Was w przerwie obiadowej ;)

wtorek, 18 października 2011

Powiem Wam, moi mili

że jeśli ktoś wystąpi w mojej obecności z tekstem, że ma problemy duszne, czuje twórczą niemoc, albo depresję - czy wiecie, że nauka ostatnio o depresji mówi, że to wielka ściema i coś takiego po prostu nie istnieje, ale jest wygodnym usprawiedliwieniem na różne okoliczności - to nie ręczę za siebie ;)
Polecam pracę po 16 godzin na dobę. Wszelkie głupoty przechodzą jak ręką odjął,
Trzymajcie kciuki za księgarnię i nie gniewajcie się, że nie piszę u Was. Po prostu wieczorem padam na pysk a w dzień CHARUJĘ JAK WUŁ!
Czymcie się i nie zamartwiajcie byle czym ;)

niedziela, 2 października 2011

"Będę miała śliczne, ładne ząbki. I nikt się nie zorientuje, że to proteza."

Niech szeleszcząca paszczęką pani z badziewnej reklamy posłuży za metaforę naszej polityki. Tak jak tej kłapiącej wydaje się, że ludziska nie widzą u niej protezy, tak samo naszej "klasie politycznej" wydaje się, że ciemny lud nie widzi tej kampanijnej żenady.
Na naszych oczach odpadają im sztuczne nosy, cycki, protezy, wylatują szklane oczka i sztuczne paszczęki, a oni dalej rżną głupa.
Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak to wygląda od kuchni, czyli np od strony współmałżonka takiego kandydata. Przecież nawet najbardziej zaślepionemu miłością partnerowi takiego kandydata na deputowanego, musi się zaświecić czerwona lampka, kiedy porównuje rzeczywistość z fantasmagoriami roztaczanymi przed tłumem.

Wszystko to jest wyjątkowy pic na wodę, zważywszy na to, że partyjniactwo to siła przewodnia, a przedstawicieli ludu obowiązuje podczas głosowania dyscyplina partyjna przez następne cztery lata. Nawet się z tym nie kryją i otwarcie mówią, że najważniejszy jest interes. Partii.

W Stanach wkurzeni ludzie szarżują na Wall Street. Po latach zorientowali się, że żadnej kasy nie ma, nie było i nie będzie. Są tylko faceci w szelkach, którzy grają sobie w takie różne gry na giełdzie i bawią się tą nieistniejąca kasą. No cóż jeden gra w wojny międzygalaktyczne, inny bywa wojowniczą księżniczką Xeną, a jeszcze inny sobie bańkę, za przeproszeniem, dmucha.

Cokolwiek będzie i tak jestem głęboko przekonana, że politycy (finansistów także to dotyczy) nie są nikomu do szczęścia potrzebni. W ogóle do niczego nie są potrzebni. Przyznaję jednak, że to talent wmówić całym narodom, że bez nich - polityków - ani rusz. Teraz zresztą każdy jest politykiem. I tak oderwani od pługa, wybrani przez naród, prosto z urzędu gminnego, sklepu spożywczego, estrady albo innego show prą pełni energii i do łba pustego nie przychodzi, że może nie mają kwalifikacji.
Bo kto by nie miał kwalifikacji, żeby podnieść łapkę podczas głosowania wedle dyscypliny partyjnej?
Drodzy kandydaci. Niech Wam tylko nic nie odpadnie, nic nie odleci. Ale nie łudźcie się, że ludzie nie widzą. Ta paszczęka jest sztuczna.

P.S. Niezawodny Google podsumował mój post podtykając usłużnie według hasła taką puentę:
Uwaga PROMOCJA Protetyka.
Korona-550zł.Proteza-600zł.Implanty Chirurgia.Mikroskop. Tel:22/8121959
www.stomatologia-mardent.pl

Mardent do sejmu!

środa, 28 września 2011

Ogłaszam uroczyście, że od tej soboty czyli 1 października

otwieram księgarnię, a co!
Powiem Wam, że trochę wysiłku to wszystko kosztuje i z całą pewnością zabiera ciut czasu ;) Zwłaszcza jak się zaparło na prawie jednoczesne dwie premiery książkowe.
No ale książki już niedługo będą, a ja chyba dotrwam do soboty. Jeszcze tylko muszę dowieźć tonę książek (poza własnymi wspaniałościami wydawnictwa)... i już. Uf :))
Gdybyście mieli ochotę przeczytać fajne opowiadanko z nowego ze zbiorku, który się niebawem okaze, to proszę bardzo - oto ona - Burza mózgów!
Voila!

P.S. W reklamie w TV namawiają mnie, żebym opłacała abonament. Podobno to poprawi jakość programów :D Ta reklama jest jednak niesamowitym zjawiskiem ;)

czwartek, 15 września 2011

Ja się nie wykręcam,

ale naprawdę brakuje mi doby. Dlatego nie wklejam tego serduszka od Duszki i nie wyspowiadam się chwilowo. Nie mam też niestety (również chwilowo mam nadzieję)czasu na pisanie głupawych komentarzy na Waszych blogach, ale nadrobię :)
Pocieszające jest natomiast to, że po dziewięćdziesiątce telomery naszych chromosomów przestają się kurczyć (chyba ze starości i lenistwa, ale co do tego naukowcy nie są zgodni) i przestajemy się starzeć.
Oby do dziewięćdziesiątki! :D

środa, 7 września 2011

O zgrozo o grozie

"- Naprawdę, nie jestem pewny, czy wierzę.
- To oczywiste. Za bardzo interesuje się pan ludźmi, żeby wierzyć w Boga."

Niezłe co? Siedzę po uszy w pracy, ale zaglądam do Was. Tymczasem dochodzę do wniosku, że jednak w książkach nadal można znaleźć coś dobrego ;)
Zwłaszcza w powieściach grozy, które idealnie oddają rzeczywistość. Teraz groza jest wkoło, wcale nie trzeba szukać, wystarczy się rozejrzeć. Nawet nie trzeba świra, żeby było strasznie. Cywilizacja hamburgera oraz reality shoły załatwiają kwestie grozy w życiu aż nadto.

środa, 31 sierpnia 2011

Już kilka razy miałam coś napisać

ale tak: patrzę w lewo - nic się nie dzieje. Patrzę w prawo - nuda. Patrzę prosto, a tam się leją, wyzywają, walą tymi łopatkami, sypia piaskiem. Nosz kurde! I jeszcze skarzą na siebie. Paranoja! :D

sobota, 20 sierpnia 2011

Gdzie szukać mądrości?

- To jak szukanie igły w stogu siana
- Albo wiatru w polu.
- Ale dlaczego tak pesymistycznie? Może raczej jak szukanie szczęścia?
- A to mądrość daje szczęście?
- No chyba, że szukasz guza.
- A nie, bo wczorajszego dnia.
- To ja ci radzę poszukaj w pamięci.
- Znaczy w głowie?
I tak się szukali, szukali, aż się odnaleźli. Bo to optymistyczna bajka jest :)

niedziela, 14 sierpnia 2011

Jak powstrzymać krwotok z nosa u mężczyzny, czyli dobre rady dla koleżanki

Podsłuchane podczas truchtania na koronie mojego ulubionego obiektu sportowego.

Mijam (nie dlatego, że pędzę jak strzała, tylko on gada przez telefon, więc zwolnił) pewnego młodzieńca i słyszę:
- Z nosa mu leci? No to go połóż.
- ...
- To nie wiesz, co działa na facetów? Trzeba odwrócić jego uwagę.
- ...
- No, ale z głowy na pewno mu ta cała krew odpłynie. Gwarantuję, że będzie w innym miejscu.

Może nie był to student medycyny świeżo po egzaminach z anatomii, ale przyznaję, że logika i pomysłowość nie do przebicia :))

piątek, 12 sierpnia 2011

Kot Jarosława

Dzięki skrajnemu skretynieniu dziennikarzy kot Jarosława stanie się wkrótce równie znany jak kot Schrödingera. I podobnie jak w przypadku tego ostatniego nie będzie dokładnie wiadomo o co chodzi, ale co się ludzie nakłapią to ich.
Podawanie w ogólnokrajowym serwisie informacji za jakimś ostatnim szmatławcem w tym kraju, że kot prezesa właśnie zdycha, jest trudne do sklasyfikowania. Nie potrafię tego nazwać i nie rozumiem celu. Poza tym, że - co było do przewidzenia i jak zapewne przewidywano - komentarze internautów wskazują na to, że społeczeństwo składa się w 99% z totalnych idiotów, a nie jak dotychczas przypuszczałam w 95%.

Odnoszę wrażenie, że nową misją mass mediów jest szczucie ludzi na siebie przy każdej dostępnej okazji, a jak okazji nie ma, to jej stworzenie.
Poszłam wczoraj po znaczki na pocztę. Jak zwykle trafi się jeden klient mądrzejszy od innych i stworzony do wyższych celów, co nie ma czasu na pierdoły, więc się przepchał. Normalna reakcją jest zwrócenie uwagi, albo machnięcie ręką, ale skończyło się na wielkiej awanturze politycznej, bo jedna pani rzuciła, że baba co się przepycha jest na pewno z PISu, bo oni wszyscy tacy, na co druga powiedziała, że trzeba uważać z takimi uwagami, bo nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, na co tamta zapytała, czy ją powieszą?
I tak pójście po znaczki może się okazać wyprawą do czeluści piekielnej wypełnionej walką polityczną. Naprawdę ludziom odwala kompletnie.
Tylko kto ich %#@*@!#$%^???!!! zwolnił od myślenia?

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Marzyliście kiedyś o tym,

żeby Was zamknęli w sklepie po zamknięciu sklepu? Cała noc zwiedzania, oglądania, przymierzania. Można usiąść na każdej kanapie, wleźć do kajaka, pohasać w futrze i w samej kolii z pereł ;) Bo w tym sklepie jest wszystko.
A rano, jak gdyby nigdy nic wmieszać się w tłumek klientów z poczuciem dobrze spełnionego wariactwa.
W dzień jakoś nie chce mi się niczego przymierzać, a to co widzę przez szybę traci urok po wstępnym obmacaniu.
Ech, noc w sklepie :)
Gdzie byście chcieli poszaleć w jedną taką noc?

piątek, 5 sierpnia 2011

Z cyklu: zagadki Wszechświata

Spośród pięciu robotników drogowych czterech je drugie śniadanie albo przygląda się temu piątemu. Ale czemu do licha ten piąty pracuje?

czwartek, 4 sierpnia 2011

Kiedy byłam w takim wieku, że lato

oznaczało wakacje, to czas wlókł się niemiłosiernie. Zwłaszcza, jak się chciało zacząć robić różne rzeczy od lat osiemnastu.
Teraz zasuwa jak jaki głupi i trudno za nim nadążyć. A ja się jeszcze wcale nie wlokę. Najwyraźniej teoria względności dotyczy nie tylko palca, ale czasu również.

sobota, 30 lipca 2011

PPP

Nie, nie pokazuję nikomu języka po trzykroć, choć coś jest na rzeczy.
Jako wielbicielka języka w ogóle a jego wyjątkowo trafnych przejawów w szczególności, znalazłam kolejny dowód na to, że język to stworzenie żywe, sprytne i wybitnie się przyczyniające do rozwoju wyobraźni.
Do tej pory myślałam, że język ulicy jest najbardziej chytry i najtrafniej oddaje zjawiska, a przede wszystkim ich ducha ("No co? Sapiesz się, sapiesz?"), ale uniwersytety nadążają, jak się okazuje. Nie taki beton, jak by się mogło wydawać. Świadczy o tym prawdziwie poetycka nazwa pewnego wydziału na dziennikarstwie, co to jego skrót widnieje w tytule. PPP.
Pracownia Perswazji Politycznej.
Dla mnie malina :)
Akurat tym razem PPP wypowiedziała się w kontekście billboardów, z których straszyć nas będą przez 2 miesiące najmarniej wyretuszowani politycy, ale ta nazwa budzi we mnie nadzieje na dalsze głębokie analizy ciemnego ludu oraz - oczywiście - naszą reedukację ;)

piątek, 22 lipca 2011

Z cyklu: zagadki Wszechświata

Bo i co można po intensywnym tygodniu i przed tylko teoretycznie wolnym weekendem?
Zagadka na dziś nasunęła mi się w związku z reklamą, która mnie namawia do nabycia nowej bielizny, żeby go kusić i w nagrodą mami, że ON odepnie stanik jedną ręką.

I tu zaczyna się gonitwa myśli
- A jak nie to wiać?
- Po kiego jedną, skoro ma dwie?
- Co zrobi z drugą, pszebuk?

Co to w ogóle za wyczyn? Ale pamiętam, że "swego czasu" panowie stawiali sobie za punkt honoru odpinanie staników w ogóle, a jedną ręką w szczególności. Po co, panowie, po co?

poniedziałek, 18 lipca 2011

Zgodnie z tym, co tam nabazgroliłam

obok zdjęcia, patrzeć sobie to mi się nawet chce, ale na pisanie nie mam czasu :) Widać jest pora pasienia się patrzeniem i natychania do pisania. Czego i Wam życzę. Poza dobrym nastrojem, rzecz jasna ;)

niedziela, 10 lipca 2011

Z cyklu: zagadki Wszechświata

Czy ktoś wie, dlaczego w pojemniku dziesięciojajowym przynajmniej jedno jajko musi być obowiązkowo obsrane?
I do tego podstępnie odwrócone obsranym do dołu?

poniedziałek, 4 lipca 2011

Akcje

Ludzie mają tę cechę, że dość łatwo jest ich nakłonić do przeróżnych akcji. Na przykład akcji oburzania się na kogoś lub na coś. I mniejsza z tym, że pojęcia nie mają, co kierowało organizatorami akcji. 12.000 entuzjastów na FB się wpisało do akcji, to babcia też.
Niewątpliwie są akcje, które mają sens nawet w moim sceptycznym pojęciu. Np akcja sprzątania śmieci ma sens, bo jest działaniem praktycznym i efektywnym: śmieci znikają. Jeszcze większy byłby sens, gdyby po prostu nie śmiecić.

Przy okazji czytania o czymś tam wdarła mi się na tekst akcja "Ratujmy pszczoły". Kocham miód, uwielbiam pszczoły, doceniam ich wkład w życie na ziemi, ale nie potrafię sobie logicznie wytłumaczyć, w jakim stopniu pomoże pszczołom akcja zakładania wirtualnych ogródków pszczołom nieszkodzących? Z nagrodami, owszem. Ale która pszczoła poleci na 3 dni do SPA, albo będzie trzaskać foty super nowym sprzętem fotograficznym?
Ponad 30.000 ogródków. Pięknie. Tylko po co?

Jakiś czas temu była akcja hodowania dębów. Też wirtualnych. Znajoma posadziła dąb, a reszta jej znajomych miała za zadanie podlewać. Finał akcji gdzieś się rozmazał w niebycie. Nie wiem, gdzie te dęby, co to dało? Cisza. Ot cała akcja.

Wirtualnie, to ja mogą zatłuc strzygę, albo strzyga mnie. Pewnych rzeczy i działań nie da się z życia przenieść do matrycy. Gdyby się dało, to nie musiałabym gotować, tylko jadłabym te pyszne dania ze znajomych blogów kulinarnych i nie musiałabym ani robić zakupów, ani gotować, ani nawet zmywać.

No konia z rzędem temu, kto wyjaśni to zjawisko czymś innym niż jakąś domniemaną kasą albo równie domniemanym oświeceniem ludności.

czwartek, 30 czerwca 2011

AlfaBecja

To czwarty wymiar świata, w którym żyjemy i w nim właśnie kryją się niedobitki, które posiadając umiejętność czytania posługują się nią.
AlfaBeci to całkiem normalni ludzie, którzy uważają, że pielęgnowanie własnego rozwoju na wszelkie sposoby jest sensowne i przynosi korzyści. Uważają - choć są w mniejszości - że człowiek inteligentny (na wymarciu), kulturalny (też zdychający gatunek) po skończeniu szkoły podstawowej nadal ma obowiązek - niektórzy to nawet mają w tym przyjemność, ale to pewnie AlfaBeci-zwyrodnialcy - dalszego rozwijania się, uczenia się, ba! myślenia!
Już moi koledzy z jaskiń wiedzieli, że książka jest sposobem na rozwój nie tylko wiedzy, ale też wyobraźni, wrażliwości, logicznego myślenia, nauki języka (nawet ojczystego)...

W latach 90 XX wieku, czyli strasznie daaawno temu, 72% jaskiniowców czytało książki. Ostatnie badania przeprowadzone w listopadzie 2010 r. przez Pracownię Badań Czytelnictwa Biblioteki Narodowej we współpracy z TNS OBOP wykazały, że społeczny zasięg książki w polskich jaskiniach jest katastrofalny: 44 proc. Polaków miało w ręku jakąś JEDNĄ książkę. W ciągu całego roku. Kucharska też się liczy.

Jak się posłucha naszych elyt to niestety wali po uszach ten brak kontaktu z książką. Ale co mnie całkiem zdumiewa, to że ci, którzy twierdzą o sobie, że są elitą intelektualną tego narodu, wcale się nie wstydzą tego, że nie czytają. No jeszcze 20 lat temu nie do pomyślenia, żeby ktoś kto ma choć aspiracje do bycia człowiekiem kulturalnym i obytym nie czytał!

Jeśli to jest ewolucja to chyba w stronę AnalfaBetyzmu.

środa, 22 czerwca 2011

Kiełbie we łbie

Przyśnił mi się sen przecudny, który o dziwo zapamiętałam. Byłam ci ja w Wielkiej Sali na strasznie uroczystym przyjęciu i kiedy tak stałam sobie w tej sali podszedł do mnie niejaki Kevin Sorbo (znany z roli Herculesa) i objąwszy mnie w pasie szepnął czule: "Ewo, ach Ewo".

Nie zdziwiło mnie, że podszedł, nie zdziwiło mnie, że objął ani że szepnął. Ale wiecie co? Gość był mojego wzrostu!!! Osobiście jestem raczej drobna i niewielka, kobiecie obleci, ale żeby Hercules był wzrostu siedzącego psa?

Nie wiem, skąd się takie mądrości senne biorą w ludzkim łbie, ludzkość je sobie tłumaczy i interpretuje na setki sposobów. Najfajniejsze interpretacje można znaleźć na oświeconych portalach. Zawsze mnie np zdumiewało skąd w tzw Senniku babilońskim hasła w rodzaju telefon, rakieta i takie tam, Najwyraźniej starożytni Babilończycy byli bardziej zaawansowani technicznie niż nam się wydaje.
Ponieważ hasło "Kevin Sorbo" w połączeniu z sennikiem nie dało żadnej interpretacji, wrzuciłam "Herkules", a tu ryms:

Herkules

ostatnio zbyt mocno ulegałeś pokusom, odrobina zastanowienia, przeanalizowania swego zachowania pozwolą Ci okiełznać destruktywne namiętności.

Idę przemyśleć swoją postawę, a Wam życzę pouczających interpretacji wariackich snów :)

Właściwy Herkules wygląda tak:

niedziela, 19 czerwca 2011

Kobieta i mężczyzna okiem naczelnego

Odkąd jakieś 10 a może 15 lat temu odkryłam, że we wszystkich kolorowych miesięcznikach dla kobiet jest dokładnie to samo (bez względu na tytuł i wydawcę) czyli nic, przestałam kupować. Wystarczy, że u fryzjera utwierdzam się regularnie w tym przekonaniu. Chwila oczekiwania pozwala także na sprawdzenie, co piszą w pismach męskich. Też nic.

Wiedziona dziś potrzebą zawodową poszperałam w sieci celem znalezienia tych ambitniejszych i z charakterem, a przede wszystkim tych, które nie traktują swojego czytelnika jak kompletnego prymitywa i przygłupa. Bo obraz czytelnika, który się wyłania z oferty owych magazynów jest tak zadziwiający, że to aż cud, że ludzkość przeżyła do tej pory. Chociaż... może nie taki cud, bo właściwie interesujący jest tylko seks we wszystkich przypadkach Przynajmniej w kwestii przetrwania gatunku te magazyny mają poważne zasługi.

W przeciętnym magazynie dla panów propozycje tagów są następujące:
sex, amatorki, samochód, tatuaż, seks, sexy, angelina, dziewczyny, kobiety, Doda
dziewczyna, gwiazda, zdjęcia, moto, galeria, gwiazdy, modelki, dupa, tattoo
Mandaryna, doda, modelka, związki (tu jest Jak ją uwieść)...

Facet wyposażony w samochód, zegarek, komórkę, konsolę do gier, kino domowe i inne gadżety, świadom, co należy nosić i że nie należy nosić skarpet do sandałów, spędzający czas na kształtowaniu sześciopaka na brzuchu oraz bajsepsa, uczy się z takiego magazynu: Jak uwieść kobietę, czyli jak nie mozoląc się specjalnie odnaleźć różne pożądane punkty i miejsca, których stymulacja sprawi, że... On poczuje się mistrzem świata i super kochankiem. Zapomni o kompleksach (sporo miejsca poświęcają kompleksom), o tym czego nie ma, a chciałby mieć i wreszcie będzie mężczyzna spełnionym.
Myślicie zapewne, jak i ja pomyślałam w pierwszej chwili, że naczelnymi takich magazynów są wąsate, wredne feministki szukające zemsty na facetach za brak penisa? Nie. Nic z tych rzeczy.

Żeby temu magazynowemu dobrać partnerkę idealną należy zajrzeć do przeciętnego magazynu dla pań, a w nim mamy taki oto wybór tagów:
seks (sex, sexy, seksowny, -a, -e) , związki (też seks), moda,makijaż, paznokcie
gwiazdy, jak schudnąć, plotki, z życia gwiazd, seks w pracy, dodatki, rihanna,
Doda, Beckham, Madonna ...

Kobieta wyłaniająca się zza tego pisma, to pustak obkładający się butami, szmatami, ozdóbkami. Jej głównym zajęciem jest czytanie porad Jak go omotać i sprawić, by jej sprawił przyjemność. W przeciwieństwie do porad dla mężczyzn, w pismach dla kobiet artykuły o strefach erogennych samców są mniej skomplikowane, bo wiadomo, jak się dobrze skupić, to jest jedna i nie ma co się rozwodzić. Ważne są ciuchy, wakacje, ploty, ploty, ploty... Kobiety nie są tak głupio przywiązane do gadżetów jak mężczyźni. no chyba, że dom, samochód, pies...
Myślicie, że te magazyny dla kobiet redagują sfrustrowani mizogini? Znów jesteście w błędzie! Ani trochę.

Aż się zastanawiam, kiedy nastąpiła tak silna degradacja rozumu i szacunku dla odbiorców. Odbiorców szeroko rozumianej kultury, w tym również takich właśnie magazynów, TV i innych prostych rozrywek. W końcu rozrywka też należy do tzw, kultury. Nie musi być koniecznie koturnowa, ale żeby zaraz dno?
Zastanawiam się też, kiedy się pojawiła - na moje oko całkiem liczna - trzecia płeć, czyli ludzie z zainteresowaniami (książka, muzyka, podróże, inne kultury, historia, cywilizacja, sport nie tylko na siłce...) najwyraźniej nieprzewidziana przez owe czasopisma.
Nie wiem z kim się kumplują twórcy magazynów dla pań i panów, ale moi koledzy i koleżanki z jaskini są znacznie bardziej rozgarnięci, niż samce i samice z kolorowych czasopism. Jest tak źle czy tak dobrze?

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Prawo zachowania masy

Jakaś nieprawda z tym prawem. Podczas przenoszenia się z miejsca na miejsce, wywaliłam co najmniej 1/3 NIEPOTRZEBNYCH klamotów, w które bezsensownie obrosłam. I tu się zgadza. Masa rzeczy wynoszonych do śmietnik i na nowe była stała. Ale dlaczego do licha te rzeczy, które zostały przeniesione skutecznie wcale nie mają mniejszej objętości niż na starym mieszkaniu?
Widzę tylko jedno wyjaśnienie. Ta masa wie, że zgodnie ze szczególną teorią względności obowiązuje ją prawo zachowania całkowitej masy spoczynkowej układu izolowanego. I ona jako izolowana rozpuchła się do poprzednich rozmiarów.
Przechlapane. Można się zachetać i tak człowiek jest skazany na obrastanie.

P.S. N razie jeszcze nie rozróżniam między własną głową a innymi częściami ciała. Nazwiska trzech pierwszych, którzy wymyślili przeprowadzki!

środa, 8 czerwca 2011

Facebook a sprawa polska

Przyznaję, że coraz większy podziw budzą we mnie nie tylko aktywa Marka Zuckerberga, ale skuteczność i hipnotyczne właściwości stworzonego przez niego portalu. Jak wiecie jestem uzależniona od uprawiania sportu i regularnie się zamęczam fizycznie, ale nadziwić się nie mogę, kiedy widzę innych ochoczo się zamęczających, jak siedzą w klubie jak najbardziej sportowym przed komputerami, a z ekranów wali co, no co? Tak jest, zgadliście! Jedni przychodzą, żeby potrenować, inni żeby poopowiadać, że trenują :)

Radnym w Warszawie i kilku innych miastach zabroniono korzystania w pracy z Facebooka a nawet odcięto dostęp do niego. Że niby podobno radny ma pracować i może pisać sobie bloga w tej pracy, albo poszaleć na serwisie randkowym jako raDny_zWielkim ale Facebook zakazany! W sumie, wcale się nie dziwię, bo w końcu jak się dało zmienić oblicze prawie całej Afryki Północnej przy współudziale Facebooka, to znaczy potężne to narzędzie i nie wiadomo, jakie szkody wyrządzi po instytucjach.

Osobiście bym jednak nie zakazywała, a przeciwnie. Nakazałabym surowo! Oczyma wyobraźni widzę zastępy urzędników pracujących pilnie przez całe osiem godzin dziennie. Ba! Nawet nagdodziny by niektórzy chętnie wyrabiali. Nareszcie wszystkie wytyczne i dyrektywy docierają do każdego. Nikt nie udaje, że nie widzi, wszyscy lubią polecenia szefa i wykonują je bez szemrania. Ustawy natychmiast są wcielane w życie, a popierniczony system ZUS działa! Cud prawdziwy.
NFZ funkcjonuje, drogi się budują, ministerstwa sprawne jak nigdy i nawet pociągi wiedzą jak mają chodzić, bo se każdy pociągowy może zajrzeć do facebooka i wie, gdzie ma być i kiedy. Raj, po prostu raj!

Euro też przejdzie gładko, bo drużyny będą grały na Facebooku, a jak trener selekcjoner coś powie, to wszyscy mają lubić! Hejterzy won na ławkę rezerwowych! Stamtąd sobie pooglądają rozgrywki, cwaniaki jedne. Łatwiej też będzie z kibolami: ochroniarze i policja zorganizują sobie z kibolami ustawki na Facebooku i będą się okładać komentarzami. A władze PZPN jak nie potrafią pisać na kompie, to se mogą, wiecie co :)

Zabawki są fajne, wystarczy do nich dorosnąć.

niedziela, 5 czerwca 2011

Etykieta

Praca ma tę zaletę, że jak jest jej dużo, to się człowiek nie ma czasu zajmować duperelami. Np czytaniem informacji (ze szczegółami i komentarzami) w serwisach informacyjnych, co tylko wychodzi na zdrowie. Od razu cera piękniejsza, a nerwy spokojne.

W zestawieniu z zalewem zwykłego, pospolitego chamstwa serwowanego każdego dnia przez tzw polityków oraz komentatorów internetowych, wręcz kosmicznie wyglądają dywagacje w niedzielnym wydaniu informacji na temat jak powinien się zachować człowiek z wyższych sfer ze szczególnym uwzględnieniem biznesmena. Ze zdjęciami poglądowymi, żeby ów człowiek zrozumiał, co się do niego mówi.
W dzisiejszym serwisie onetowego savoir-vivre'u mamy artykulik o grzechach biznesmenów (dlaczego tylko biznesmenów?) podczas przyjęć. I jest jak zwykle: nie rzucaj się na żarcie, nie żryj na brudnym talerzyku, nie rozmawiaj z pełną gębą, bo możesz kogoś opluć, zostaw ten kieliszek, kiedy trzymasz talerz, nie trzymaj kieliszka w prawej ręce... tu mnie mnie zatkało. Ale wyjaśnili:

"Kieliszek w prawej ręce powoduje, że nasza ręka staje się zimna i wilgotna. Jeśli podamy ją do uścisku, pozostawimy po sobie niemiłe wrażenie. Co innego przy stole, gdzie kieliszki są ustawione po prawej stronie - chwytamy je prawą ręką, jednak podczas posiłku na stojąco kieliszki trzymamy w lewej dłoni."

Jest jeszcze jedna rzecz niedozwolona:

"Trzymanie kieliszka za czaszę (brzmi jak horror, więc mnie zaintrygowało).
To powoduje zmianę temperatury wina, ponieważ ogrzewamy je w ten sposób ciepłem własnej dłoni. Poza tym to źle wygląda – na szkle zostawiamy odciski palców, które z pewnością przyciągną uwagę naszych rozmówców i nie zostawią pozytywnego wrażenia. Znacznie lepiej jest trzymać kieliszek z winem lub wodą zawsze za nóżkę. "

Nie zostawiajmy odcisków palców. Nigdy nie wiadomo, co się na takim przyjęciu wydarzy. Zwłaszcza jeśli rozmówca jest skupiony na oglądaniu kieliszków.

Ech, nie jest łatwo być elitą, tyle ważnych rzeczy trzeba zapamiętać. Przede wszystkim te kieliszki mam oglądać, nie ludzi a kieliszki, wypatrywać śladów... za nóżkę trzymać... matko! a widelec, w której dłoni? talerz, widelec, kieliszek...

Już szykuję moje trampki, które się robią coraz bardziej designerskie. Pora je wyprowadzić na salony!

środa, 1 czerwca 2011

Drogie dzieci,

rozumu może nam ostatecznie przybyć, bo od przybytku głowa nie boli. Podobnie ze szczęściem i pieniędzmi. Zawsze się jakoś zagospodaruje.
Ale nie traćmy ciekawości i entuzjazmu, a żądza przygód niech nas nigdy nie opuszcza.
Najlepsze życzenia z okazji Dnia Dziecka :)

piątek, 27 maja 2011

Proza kobieca, proza męska

Jeden z moich ulubionych tematów niezwykle poważnych dywagacji, czyli świat kobiecy versus świat męski - choć lepiej do spółki - dostarczył mi znowu paszy.
Mam w rękach dwa teksty, które aż się proszą o konfrontację. Nie byłabym sobą, gdybym przepuściła taka okazję. Proszę bardzo, zobaczcie sami!

Wersja kobieca:
„François naprawdę kochał to coś bardzo głębokiego u tej dziewczyny, a raczej kobiety. Nie chodziło o to, że jest nieśmiertelna albo obdarzona specjalnymi mocami. Nie to sprawiało, że wydawała mu się tak ciekawa. Oczywiście uważał, że jest ładna, ale przede wszystkim chodziło o jej osobowość, tę mieszaninę kruchości i siły, która tak mu się w niej podobała. (...)” ( fragm. „Purpurowego cienia” Natashy Beaulieu)

contra wersja męska: klikamy śmiało

środa, 25 maja 2011

Wzajemność

Doczekałam się dowodu wzajemności od sławy astrofizyki, dr Michio Kaku.
W dzisiejszym poście MÓWIONYM potwierdził głoszoną szeroko przez mnie teorię, że jestem - nie tylko ja - jaskiniowa :) Dodał też, ze każdy z nas ma w sobie elementy boskie i tu podał przykłady prosto z Olimpu.
Fajnie, jak nas doceniają wielcy ;) I jak tu nie kochać fizyki, a tej astro w szczególności? :)

P.S. Tak stawiałam na wypustki w ankiecie, a tu prawie sami racjonaliści :))

Podsumowanie ankiety: czarno na białym widać, że nie ma dla nas sytuacji zbyt intymnych :)

czwartek, 19 maja 2011

Dialogi na cztery nogi

Rozmawia pani i pan.
Ona: Z przodu masz tyle (pokazuje składając ręce; gdyby chodziło o rybę, to nie więcej niż wątła płotka)
On: a z tyłu?
Ona: A z tyłu to... dobry metr!

Ta nieoczywista wymiana zdań bardzo mnie ubawiła. Nie muszę dodawać, że pani ciut przesadziła? Z przodu było ciut więcej, a z tyłu to - na moje oko - solidne, ale pół metra.
Jak myślicie o czym państwo rozmawiało? Co czyniło?
Obok zamieszczę ankietę (strasznie dawno nie było, a wiecie, że lubię), ale Wasze interpretacje mile widziane ;)

czwartek, 12 maja 2011

Wolny jak ptak

Niektóre wyrażenia brzmią wyjątkowo ironicznie. Przeleci taki, narobi w locie na okno i dalej napawa się tą swoja wolnością. Poczekaj, jak cię złapię, to pióra z zadka powyrywam.

tak, tak, ten placek, to nie wada zdjęcia, tylko dowód rzeczowy!

I w zasadzie miał to być post o ptasiej kupie, ale przy okazji wyszło, że blogger (który od rana robił jakieś błędy)uznał, że koniec z anonimowością w sieci i wrzucił mnie tak się zarejestrowałam. A, że nie mam, jak sądzę, nic na sumieniu (no może poza bzdurami, które tu czasami wypisuję), olałam to. Zatem, proszę państwa, mam zaszczyt się przedstawić ponownie. Tym bardziej, że co bystrzejsi i tak wiedzą już od jakiegoś czasu, bo się i specjalnie nie kryję.

P.S. No chyba, że jakiś pozew zbiorowy i wreszcie zostaniemy milionerami?

wtorek, 3 maja 2011

Naszło mnie

na lenonki. Muszę mieć i już. Miałam kiedyś, ale nie wiem, co się z nimi stało, przepadły w zawierusze dziejów. Wstąpiłam wczoraj do sklepu, ale od jakiegoś czasu lenonki nie są modne, więc nie ma.
Była za to pani sprzedawczyni i to wspaniała. Wspólnymi siłami znalazłyśmy coś prawie jak lenonki, znaczy ciut większe, ale za to, jaki bajer, a ile zabawy! Soczewki z plutonitu. Od razu poczułam się jak Super Man. Polaryzacja i tu wymiękłam. Pani przyniosła pudełko. Czarodziejskie pudełko. Patrzysz bez okularów: sześcian, srebrny, mniejszy niż w Odysei kosmicznej. Zakładasz okulary a tam cuda! Normalnie inny świat. Pojawiają się literki dotychczas niewidoczne i znaczki tajemnicze. Z emocji biegałam po sklepie i oglądałam wszystko podejrzewając, że żyję w całkiem innym świecie niż na co dzień i teraz będę widziała świat taki, jakim jest naprawdę. Zobaczę dzięki czarodziejskim okularom to, co świat dotychczas przede mną ukrywał. Trochę mi odeszło przy cenie, ale podumam. Za to jestem bardzo rozczarowana tym, że nie dostanę czarodziejskiego sześcianu w prezencie do okularów.
Z ta reklamą zawsze to samo. Toyotę Yaris tez reklamowali z Georgem, a sprzedawali bez.
A lenonki, na pewno pamiętacie, wyglądają np tak:

Na zdjęciu (znalezionym w sieci) nie ja, ale też będę tak fajnie wyglądać.

środa, 27 kwietnia 2011

Teoretycznie

zdawać by się mogło, że jak ktoś się wypowiada publicznie, to powinien się przynajmniej postarać powiedzieć coś mądrego. A guzik! Wcale nie.

Wydawać by się również mogło, że niektóre zawody wymagałyby wręcz wykształcenia ponadprzeciętnego. Wszystko to bajki. Sztampa, przesądy, bezmyślne stereotypy. Prawnik nie musi być mądry, piekarz nie musi być pozbawiony poczucia humoru.

Przypomina mi się taki dowcip, który mnie osobiście śmieszy bardzo. Szło to mniej więcej tak: Normalnie wstaję rano, patrzę na siebie w lustrze... no kurczę jestem za...sty. Ale dziś to już przeszedłem samego siebie.

P.S. Te głębokie przemyślenia wynikają z rewolucyjnych - jeśli chodzi o odkrycia w dziedzinie fizyki - teorii spiskowych ze skraplanym helem w tle, wysnutych przez pewnego wyjątkowo brzydkiego mecenasa.

P.S.2 A teraz już mnie całkiem podświadomość wciąga w wir skojarzeń (o wspólnym mianowniku) i przypomina mi się ten fragment "Dzielnego wojaka Szwejka", za którym przepadam:
"Zaś staruszek generał dreptał przed frontem w towarzystwie kapitana Sagnera i zatrzymał się przed pewnym młodym żołnierzem, aby rozmową z nim wzbudzić zapał w reszcie szeregowców. Jął go więc pytać, skąd pochodzi, ile ma lat i czy posiada zegarek.
Żołnierz wprawdzie zegarek posiadał, ale ponieważ myślał, że generał chce go obdarować, więc odpowiedział, że nie ma, na co stary zdechlaczek-generał z takim głupkowatym uśmiechem, jakim odznaczał się Franciszek Józef, gdy w podróżach swoich wdawał się w rozmowy z burmistrzami, odpowiedział:
- To dobrze, to dobrze.
Następnie zwrócił się do stojącego obok kaprala zaszczycając go pytaniem, czy jego żona jest zdrowa.
- Posłusznie melduję - wrzasnął dziesiętnik - że jestem nieżonaty.
Na to staruszek generał odpowiedział z miłym uśmiechem:
- To dobrze, to dobrze.
Potem zdziecinniały staruszek wezwał kapitana Sagnera, żeby mu zaprezentował, jak żołnierze odliczają, gdy mają ustawiać się dwójkami, i po chwili słychać było:
- Raz dwa, raz - dwa, raz - dwa...
Bardzo się to staruszkowi podobało. Miał nawet w domu dwóch pucybutów, których ustawiał zwykle przed sobą i kazał im odliczać: „Raz - dwa, raz - dwa...”
Takich generałów miała Austria bardzo wielu".

P.S.3 - W szwejkowej Austrii czuję się jak u siebie w domu.

piątek, 22 kwietnia 2011

Znowu

Mam wrażenie, że czas dostał kopa i zapycha jak dziki. Nie możemy już narzekać ani na chłód ani na krótkie dni.
Trzeba sobie znaleźć inny powód do stękania ;)
Kupiłam na święta mazurka. To jedyna tradycja świąteczna, jaką uprawiam. Kupuję i pożeram mazurki. Oczywiście dzielę się, żeby nie było, że sama. Te kupowane mają to do siebie, że są słodkie jak ulepek i zawsze mnie fascynują ich barwy. No w życiu bym sama czegoś takiego nie osiągnęła. Nie wiem, co tam sypią i nawet chyba niekoniecznie chcę wiedzieć.
W zeszłym roku miałam bardzo kobiecego mazurka w kolorze wczesnej Barbie czyli różyk przyprawiający o ból zębów. W tym roku będzie bardziej wiosennie, czyli na zielono,choć ta zieleń nieco jadowita. Ale co tam. I tak zjem :)
Uściski świąteczne dla Was!!

wtorek, 12 kwietnia 2011

Z tego nawału pracy.

musiałam przegapić moment, kiedy noszenie namiotu po ulicy nabrało głęboko symbolicznego znaczenia.
A może po prostu przegapiłam tę książkę, film, gdzie o tym pisali albo co...
Jeszcze moment i nadrobię ;)

środa, 6 kwietnia 2011

Wulgarność

Zostałam właśnie pouczona przez słownik worda, że wyraz "posuwając" jest uważany za wulgarny.
W związku z tym nie mam pojęcia, do czego tym razem się posunie sierżant detektyw z policji w Montrealu, skoro "Podróż miała trwać prawie dwa miesiące i sierżant detektyw z policji miejskiej w Montrealu musiał ją twardo wynegocjować posuwając się do gróźb..."

Groźby najwyraźniej nie robią wrażenia na słownikach. Może robią na przełożonych, w przeciwnym razie słabo widzę tę podróż.

poniedziałek, 28 marca 2011

Nieomylne oznaki wiosny

Do tej pory miałam jeszcze wątpliwości, mimo kalendarza i czarowania rzeczywistości na blogach. Ale teraz już wiem, nadeszła wiosna!
Wiem to po ożywieniu ducha miłości wśród naszego kleru, który o seksie wypowiada się chętnie, co wcale nie wydaje mi się ani dziwne ani niestosowne, albowiem każdy może się wypowiadać o wszystkim. Tym razem ogłoszono - o czym każdy dorosły chyba wie - że seks to forma modlitwy. Może tylko nie każdy przyjmuje to stwierdzenie dosłownie.

Ale najbardziej podobają mi się wtręty odsyłaczowe w serwisie Onetu, który o kolejnych wypowiedziach księdza, autora książki nt seksu uprzejmie nam donosi zachęcając jednocześnie wytłuszczonym drukiem:

"Kapucyn uczy jak się kochać po katolicku - czytaj w serwisie Kiosk"


Ja nie wiem, czy działania redaktorów są celowe czy też nie. Szczerze powiem, nie podejrzewam. Ale te perły redaktorskie sprawiają, że mimo obecności polityki w serwisie i tak będę czytać Onet, niewysychające źródełko radości :)

P.S. A księża w Polsce chyba nigdy nie słyszeli o hippisach, New Age, taoistach, dzikich plemionach w Amazonii, rytuałach w każdym, absolutnie każdym kręgu kulturowym Dlatego uważam, że jednak dobrze jest, gdy teoria idzie w parze z praktyką.
P.S 2. No i jeszcze seksafera, której się piłkarze wypierają tez jest oznaką wiosny. Krótko mówiąc wygląda na to, że przyroda budzi się do życia.

środa, 23 marca 2011

Z dedykacją dla naszej klasy politycznej

robiącej zakupy, zadymy, debatującej i oderwanej od rzeczywistości, odpowiadam rzeczowo i na temat:

I wszyscy razem śpiewamy od fragmentu: "Każdy Cygan ma ślicznego..."

Jako baba nie bardzo rozumiem ten numer z pindolem (w charakterze powodu do dumy), ale jakoś nie mogę się opędzić od pytania: co niby Cygan miałby zrobić, gdyby go nie chciał zabrać do trumny?

Śpieszę wyjaśnić, że kwestia cyganiego pindola nie dlatego mi się kojarzy z wydarzeniami w naszej piaskownicy politycznej, że myślę o seksie 20 razy na 5 minut, tylko jak patrzę na te cyrki, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że panowie - a czasem i panie - dokładnie TO robią. Sprawdzają kto ma śliczniejszego pindola.

"Każdy Cygan ma ślicznego pindola. lalalala la lalala...

poniedziałek, 7 marca 2011

O męskości przed dniem kobiet.

Oj, chyba siostry jednak dały mężczyznom popalić przez ostatnie pół wieku, bo słabną nam mężczyźni. Ale i trzymają fason muszę przyznać, bo jeden pan (całkiem obcy i po jednym piwie) był tak radosny już dziś, że rozpoznawszy we mnie kobietę (?!) złożył mi: serrrrrdeczne życzenia z okazji święta kobieeet, tak już na jutro!!!
Prawda, że miłe?

Jednak martwię się trochę. Wiecie, że mnie prześladują reklamy. Kończy się wprawdzie grypa, artretyzm, i tej ze środkiem na "psi-psi" jakby mniej (co za ulga!), za to ostatnio widzę bez przerwy reklamy środków na potencję. No i aż się zaczynam zastanawiać, czy mężczyźni są:
- ginącym gatunkiem?
- tacy delikatni?
- tacy przez nas udręczeni?
- tacy udręczeni przez życie?... że już wszystko klapie?

Rynek potencji opanowały dwa cuda. Jeden jest numerem jeden na szybką erekcję (człowiek się uczy całe życie, nie przyszło mi do głowy, że szybkość jest najbardziej pożądanym atutem), a drugi jest na weekend.
Ten na weekend reklamują upojne kobiety o różnych kolorach włosów - blondynka, szatynka i ruda (odkrywcze) - z tym, że wszystkie robią miny, które trudno mi zidentyfikować, a blondynka dodatkowo podnosi brewkę i każda namawia tego chłopinę, żeby się nałykał tabletek na weekend. No ja nie wiem, gdybym była facetem, to chyba bym pryskała gubiąc buty. To wygląda naprawdę groźnie.
Aż się zaczęłam zastanawiać, czy to może jakieś wąsate i włochate feministki wymyślają takie reklamy, żerując na męskich lękach i pogłębiając je z sadystycznym zamiłowaniem, ale chyba jednak nie...
Bowiem na stronie środka na ożywienie męskości w mężczyźnie stoi jak wół napisane, że kobietom się tego nie zaleca. Wręcz nam jeść nie wolno! Zwłaszcza tym w ciąży i karmiącym. No tak napisali. A już miałam się rozczulić nad kruchymi mężczyznami, ale nie. Nosz szowinizm jednak na każdym kroku. Nawet klapnięty nie odpuści!

środa, 2 marca 2011

Naga prawda

Wychodzi czasem na jaw "przypadkowo". Osobiście nie wierze w przypadki ani trochę.
Grzebię ja sobie dzisiaj po wiadomościach, żeby sprawdzić co wesołego wymyślili nasi wielcy, żeby nas rozbawić w środku tygodnia, popijam kawę, a myszka sobie błądzi niby to bez celu...
i nagle trach! Trafiła na adsensową czyli odsłówkową reklamę i moim oczom ujawnia się w dymku cała nagusieńka najprawdziwsza prawda.

Wydało się, panowie posłowie, elity byłe, obecne i przyszłe. Mamy was jak na widelcu!

P.S. Kliknięcie w zdjęcie wspomaga pojęcie ;) bo odczyt staje się wyraźniejszy.

poniedziałek, 28 lutego 2011

Okazja

Zarobiona jestem po same zęby, a tu tymczasem umykają mi okazje. Jeszcze wczoraj widziałam reklamę samochodu (marki nie pamiętam, ale na zdjęciu był srebrny i terenowy), który czeka na mnie w salonach w ramach wyprzedaży rocznika 2010 za jedyne 190.000 zł!
Nosz kurczę darmo dają, a człowiek nie ma czasu skoczyć do salonu. Dziś już nie widzę tej reklamy, bo pewnie ostatni dzień wyprzedaży!
Ja raczej nie dam rady, bo zaraz wychodzę i wrócę dość późno, ale chociaż Wy skorzystajcie. Nie siedźcie po chałupach tylko huzia do salonów i kupować, kupować!

P.S. Poczekam na wyprzedaż bugatti veyrona, bo i tak tylko dla niego piszę wiersze :) Cudo!

wtorek, 22 lutego 2011

Historia pewnej czapeczki

Bohaterką jest czapeczka w paski z bawełny organicznej. Badania organoleptyczne wykazały, że czapeczka jak czapeczka: miękka, nie śmierdzi, da się założyć na głowę i wcisnąć do kieszeni, jak smakuje nie wiem, bo nie chciałam lizać przed praniem.

Jako wielbicielka horrorów i fanka teorii spiskowych, a w dodatku istota dość podejrzliwa na wciskactwo, oczywiście zainteresowałam się metką. Na metce wyśledziłam, że:
- bawełna organiczna jest 100% mieszanką bawełny (z bawełną?)
- jest też w 100% JP cokolwiek to znaczy (przecież nie może to być od takiego brzydkiego skrótu stosowanego zamiennie z innym brzydkim skrótem, co to czasem żule piszą do policjantów na płotach, ścianach i gdzie się da, ale co to ma wspólnego z bawełną?)
- a w dodatku jest Made in China, co w zasadzie wyklucza udział policji, za to budzi moje tym większe podejrzenia.

Wiem, że wszystko co organiczne robi teraz zadziwiającą furorę, zwłaszcza odkąd się ludzie kapnęli, że "ekologiczne", czyli 3 razy droższe to np, te marchewki, co rosną w kwadracie między czterema drogami szybkiego ruchu, ale za to bez trutki na stonkę, zbiesili się i nie chcą płacić.
Teraz nastał czas "organicznego". Ci co to wykombinowali zakładają, że jesteśmy kompletnymi idiotami i propaganda idzie w kierunku wmówienia nam, że "organiczne" to żywe i zdrowe (koniecznie musisz to mieć), a nieorganiczne to śmierć i sztuczna sztuczność.
Ja mam niestety stare nawyki i na chemii uczyli mnie, że organiczne to oparte na węglu (i niektórych jego związkach), a nieorganiczne to reszta. Np woda jest nieorganiczna. O ile mi wiadomo woda nie jest niezdrowa.

Wracając do czapeczki. Tak na nią patrzę i jestem coraz bardziej przekonana, że to ściema. Bawełna zbierana kombajnem na gigantycznym polu może i dziergana przez małe chińskie maszyny, ale czym to ją odróżnia od każdej innej bawełny?

To tak jak z forsą. Pieniędzy już dawno nigdzie nie ma. To co widzimy, to papierki do gry w monopoly, fort Knox zieje pustkami od zawsze, tylko przy komputerach siedzą fanatyczni kolesie, co bawią się giełdami i przelewają tę wirtualna kasę w tę i we w tę. Nawet czerwonych szelek już nie ma! A co dopiero gadać o szelkach organicznych.

czwartek, 17 lutego 2011

Pamiętacie ten film?

To najpiękniejszy film o miłości jaki kojarzę. Niewykluczone, że niewiele ich kojarzę, bo to nie jest mój ulubiony gatunek, ale za tym przepadam. No i na koniec przy scenie z motylami ryczę jak bóbr. Za każdym razem, a było ich już ze trzy :)


Oglądacie filmy o miłości? Nawet te, w których Ona i On żyją zawsze w pięknym domu, Ona zawsze budzi się rano umalowana i nienaganna, a On zawsze otwiera jej drzwiczki do samochodu są lepsze od czytania informacji z kraju i ze świata :))

P.S. Radosne wspomnienie wzbudziły we mnie rozterki natury estetycznej na blogu Pomylonych garów :) Jak ktoś chce, to niech sobie zajrzy. Jest na listwie po prawej. Podstępnie nie wstawię linka, bo nie można wszystkiego podtykać pod nos. To by było jak w zbyt dobrym małżeństwie. Za dobrze, czyli nieprawdziwie.

niedziela, 13 lutego 2011

Fobie

Chyba zacznę powoli przymierzać się do przeobrażenia w jednorękiego Murzyna, ostatniego przedstawiciela wymarłego szczepu, cierpiącego na nieuleczalne suchoty, byłego wyznawcy islamizmu, uciekiniera z sekty Hare Kriszna nawróconego na fundamentalny katolicyzm ze skłonnością do ciepłych chłopców i czynnie walczącego o prawa mniejszości. Wszelkich możliwych mniejszości. Nawet - a może przede wszystkim - urojonych.

Ewentualnie będę zaczynać dzień od występowania w przeróżnych środkach masowego przekazu (na początek mogę ryczeć przez okno) i każdemu umilę życie od samego rana wyznaniami o tym z kim sypiam, i dlaczego tak a nie inaczej. Natychmiast dodam, że jestem z tego powodu prześladowana, nikt mnie nie rozumie i otaczają mnie same foby i siści, jestem obiektem ataków na tle rasistowskim i religijnym i jeśli nic mi się w życiu nie udaje, to dlatego, że wszyscy postrzegają mnie wyłącznie przez pryzmat wyznawanej bądź niewyznawanej religii, łóżka i koloru skóry, a nie kompetencji, wiedzy i umiejętności.

Wszystkie jełopy tego świata zwalają winę na fobie i sizmy, więc chyba i ja mogę, tym bardziej, że chora poprawność polityczna załatwia cała resztę.

Jak wytłumaczyć ludziom, że łóżko, wiara i wszystko, co uznają za sprawę prywatną jest prywatne? Dopóki sami nie rozpuszczą gęby na ten temat. Skąd się bierze przekonanie, że kogokolwiek interesują wyznania geja, że jest gejem, ateisty, że nie wierzy w Boga, Białasa, że go Afroamerykanie mają gdzieś?

Filozofowie od wieków zastanawiają się czy człowiek jest z natury dobry czy też zły. To źle postawione pytanie. Człowiek z natury jest po prostu bezbrzeżnie durny.

czwartek, 10 lutego 2011

Poszukiwany raczej żywy

Zginął mi gdzieś pająk, który jakiś czas temu zamieszkał w mojej łazience.
Rysopis: średniego wzrostu, czarny, z długimi nogami.
Z całą pewnością był to mężczyzna ponieważ mieszkał w wadze łazienkowej i sądząc po jej wskazaniach coś tam dłubał. Oczywiście nie przeczytał instrukcji obsługi, no mówię, że facet.
Martwię się bo o tej porze roku nie ma much i nie wiem, czym on się bidak żywi. Sami zatem rozumiecie, że jego nagłe zniknięcie...
A jak usechł z głodu?
W sklepie zoologicznym powiedzieli mi, że nie ma karmy dla pająka. Co najwyżej on sam może robić za karmę. Potwory nieczułe!
Dbajcie o pająki, bo to stworzonka szczęścionośne. Życzę każdemu pięknego pająka :)

niedziela, 30 stycznia 2011

O wężu co gryzie własny ogon

Po raz kolejny naukowcy obalili nienaukowy pogląd o nadchodzącym końcu świata. Został on mianowicie przesunięty (ten koniec). Jeśli ktoś zaciągnął kredyt i zamierzał poszaleć do końca przyszłego roku to informuję, że kiszka.

"Wyniki swoich analiz naukowcy z Petersburga zaprezentowali w ubiegłym tygodniu w Moskwie. Asteroida Apofis została odkryta w 2004 roku. Jej średnica wynosi 270 metrów. Naukowcy wyliczyli moment w czasie, kiedy ta mała planeta (tak nazywa się asteroidy) zbliży się do Ziemi. Będzie to 13 kwietnia 2029 roku."

Wiedziona moim sceptycyzmem i upierdliwą dociekliwością postanowiłam sobie zweryfikować słowa naukowców. W tym celu użyłam mojego ulubionego narzędzia, czyli tłumacza google.

Tłumacz google niczym się nie zraża i tłumaczy z polskiego na polski. Przyznaję, że zaimponował mi ten zapał:

"Wyniki z analizy zaprezentowali swoich Petersburg naukowcy ubiegłym tygodniu w Moskwie w. Planetoida została w 2004 Apofis Odkryta rock. JEJ wynosi średnica 270 metrów. Naukowcy wyliczyli czasie w momencie, kiedy do planet mala (Tak sie asteroidy nazywa) zbliży jak będzie Ziemi. 13 Kwietnia 2029 Bedzie to rock."

Bedzie to rock, proszę państwa. Wot zagadka rozwiązana :)
Wersja, że wykończą nas w przyszłości roboty ze sztuczną inteligencją raczej odpada. No, chyba, że któryś przez pomyłkę naciśnie jakiś guziczek.

PS Spokojnie, w 29 tylko się zbliży, nie spadnie przed 1036, a może i wtedy też nie.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Zaproszenie do zabawy

Leząc jak ta ćma do płomienia, zajrzałam do wiadomości z samego poniedziałku. W sumie jak co dzień. No niestety dno dna, jatka, jazgot, nic się nie zmienia. Absmak prezesa przy moim to małe miki. Ograniczyłam się do rzucenia okiem na tytuły, bowiem moje spojrzenie przyciągnął widok psa w zabawnej pozie i artykulik o psiej mowie ciała.

Nooo, rozmarzyłam się obejrzawszy wszystkie zdjęcia i pomyślałam jak by to było fajnie, gdyby nasi (p)osłowie przerzucili się na psie sposoby. Już dawno postulowałam, że każdy z nich (tych posłów) powinien obowiązkowo uprawiać sport, bo to zdrowo, mózg się dotlenia, figura poprawia a i agresję można rozładować. Na sali sejmowej z przyjemnością widziałabym ich w filuternych pozycjach, chodzących boczkiem, po łuku, machających ogonkiem (w przenośni ma się rozumieć), figlujących, radośnie skaczących (bez poszczekiwania), ślących szczere uśmiechy (psy się pięknie uśmiechają) albo zapraszających do zabawy pozycją jak niżej.


Wprawdzie nie mam do końca pewności, czy każda posłanka i poseł wyglądaliby wystarczająco "godnie" w takiej pozie (godność to bardzo ważne słowo w języku totalnie zapowietrzonych szaleńców), ale na pewno byłoby to z większym pożytkiem dla nas.

Uważam, że w celu ulżenia posłom w ciężkim stresie, powinno im się zorganizować w sejmie różne pokoiki i przegródki (jedna posłanka postulowała urządzenie tam żłobka i przedszkola - czemu nie?), gdzie mogliby tarzać się po podłodze, pakować hardokorowo, toczyć bitwy na poduszki i oddawać się innym pożytecznym zajęciom.

Obok ankieta i moje pomysły. Oczekuję na Wasze głosy no i propozycje :)

sobota, 22 stycznia 2011

Świadomość wyswobadza

O ile nie marzyłam nigdy, żeby być Larą Croft (pewnie widmo powiększenia sobie biustu wpłynęło na mnie zniechęcająco), o tyle jednak czułam w życiu pewien niedosyt w związku z tym, że nie zostałam Indianą Jonesem. No widzę się w takim ubranku i z bacikiem :) Tyle różnych skarbów czekało na mnie zawsze, tyle dóbr nieodkrytych, tyle przygód. Wybrałam inny zawód i nie żałuję, a dziś przekonałam się, że jednak nie każde znalezisko jest związane z romantyczną przygodą.

"Tajemnica karty biblii znalezionej w latrynie" - tak brzmi odważny tytuł (brawa dla redaktorów Onetu, są niezawodni we wszystkim, za co się złapią), który przekonał mnie, że dokonałam słusznego wyboru innej drogi życiowej.

Poza tym ucieszyła mnie informacja, że naukowcy odkryli, że to, co poprzednio odkryli - czyli globalne ocieplenie - nie nastąpi (jak właśnie odkryli), a może nastąpi, ale nieco póżniej. Amerykańscy naukowcy odkryli coś jeszcze. Mianowicie wyjaśnili skąd się biorą korki. Najprościej rzecz ujmując korki biorą się - jak wynika z odkrycia - z fantastycznie prosperującej gospodarki. Jak się gospodarka kręci, to ludzie natychmiast wsiadają do samochodów i robią korki, żeby dojechać do świetnej pracy. Naukowcy podejrzewają, że to nie jest jedyna przyczyna powstawania korków.
Czekam na ciętą ripostę naukowców rosyjskich.

niedziela, 16 stycznia 2011

Zupełnie nie mogę pojąć,

jakim cudownym sposobem Polska - kraj pilotów, kontrolerów lotów, a w najgorszym razie specjalistów od wojska, lotnictwa, polityki, nawożenia, racjonalnej uprawy ogórków zgodnie z najnowszymi wytycznymi UE... - nie jest potęgą w produkcji statków międzygalaktycznych, podboju kosmosu, a przynajmniej dlaczego to nie my, a Chińczycy zbudowali niewidzialną dla radarów konkurencję blackbirda?
Jak to możliwe do diabla?

wtorek, 11 stycznia 2011

Serialowy romantyzm

Żeby nie wiem jak utalentowany i wybitny profesjonalista niezwykle przeze mnie wysoko cenionej branży wciskactwa kitu się wytężał, tego by nie wymyślił. Taki to ciężar.

Kiedy patrzę na cudownie idealną i holywoodzko szczęśliwą parę, mogę tylko pozazdrościć. Bo czyż może być lepiej dobrany duet niż Mucha z Bobkiem? Natura jak zwykle prześcignęła najtęższe umysły.
P.S. Wiem, że mój rechot jest na poziomie podstawówki, ale za to jaki szczery :D

niedziela, 9 stycznia 2011

O demoralizacji

Mam dziś niski próg tolerancji na głupotę, zakłamanie i inne pierdoły w tym guście. Dochodzę do wniosku, że Polacy potrafią zrobić rzeczy fajne, ale jak już zaczną coś pieprzyć, to nie spoczną dopóki nie popierdzielą do imentu.

Oczywiście o Orkiestrze. Fajna? No, szlachetna akcja. Daruję sobie wyliczenia, ile zarabia na tym pan Owsiak i pozostałe 4 osoby z fundacji. Jeśli ktoś im zazdrości to może sobie sam założyć fundację i organizować takie imprezy.
Ale do k*** nędzy! Płacę podatki, płacę haracz na ZUS: z tego podobno kasa idzie na NFZ, moją przyszłą emeryturę, czyli do wielkiej, czarnej dziury...
A poza tym powinnam być wdzięczna za bezpłatne: przedszkole, szkołę, studia, leczenie no i tę emeryturę, która jak dobrze pójdzie będzie wynosić jakieś 800 zł.

Nikt nas nie pyta, czy chcemy, żeby się nami państwo opiekowało. Ono się opiekuje. Ze strony matematyki wygląda to tak: na ZUS pracodawca odprowadza 46% pensji (przy takich kosztach musi kwitnąć robota na czarno) albo każdy przedsiębiorca płaci sam za siebie.
Przyjmijmy symbolicznie 1000 zł miesięcznie (bywa ciut mniej, bywa dużo więcej).
1000 zł x 12 miesięcy = 12.000 rocznie x 25 lat pracy = 300.000 zł(bez oprocentowania). x 20 mln. ludzi czynnych zawodowo...
Płacimy za wszystko z dużym zapasem, w zamian dostajemy cacko z dziurką i malwersantów, niedołęgi albo zwykłych złodziei "zarządzających" naszą kasą i nawet na starość nie stać nas na wakacje na Florydzie i kurczaka dla fortitera.
A dziś taka minister Kopacz podpina się pod Orkiestrę i oznajmia, że ona do tych Jurkowych (z datków) dorzuci "SWOJE" (dosłownie tak powiedziała) czyli nasze miliony (których nie ma na leczenie, jak nam ciągle tłumaczą. Najlepiej wiedzą o tym ci, którzy ośmieli się chorować w grudniu, kiedy się roczna kasa w szpitalach skończyła).

Owsiak robi część pracy (minimalną, bo te miliony Orkiestry to nikły procent budżetu miesięcznego NFZ) za państwo, które zdziera z nas przymusowo potężną kasę w postaci ZUSu i podatków i marnuje ją na prawo i lewo zachowując przy tym niezmiennie od 19 lat poczucie wspaniale wykonanej roboty. I dlatego mam mocno mieszane uczucia natury moralnej, jeśli chodzi o akcje charytatywne.
Jeśli się do tego doda to, że część potrzebnego niewątpliwie sprzętu od lat stoi w piwnicach szpitali, bo nie ma do niego czegoś, albo specjalistów, albo dodatkowych odczynników, albo... to czuję się naprawdę zniechęcona.

P.S. Za to najzabawniejsze stwierdzenie, jakie dziś słyszałam, od pewnej pani wiecznie się odchudzającej:, ech, bo ja mam słabą silną wolę ;)

niedziela, 2 stycznia 2011

Rok królika... ale to od lutego

W ramach nieustającego składania życzeń, dziś znowu hurtowo, bo się nie zorientowałam, że świąt różnych więcej przed nami niż za nami. Zaraz bowiem Trzech króli, a ciut potem nowy rok w chińskim kalendarzu - rok królika. Bardzo pomyślny!

Chwilowo jestem w lekkiej rozterce i nie bardzo wiem, jak mam obchodzić Trzech króli. Jakoś słabo się widzę wędrującą z wielbłądem, mirrą i kadzidłem. Jako dziecię w obcym kraju obchodziłam to tak, że się jadło specjalny placek, a komu przypadł kawałek z figurką w środku, dostawał koronę i przez resztę dnia był królem.

Przewiduję, że u nas to się obchodzi tak, że się bierze wolny piątek i ma się znowu wolny dłuuugi weekend. Jesteśmy najbogatszym krajem na świecie sądząc po ilości dni wolnych, kiedy to nie musimy niczego wytwarzać, bo manna i tak nam spada z nieba.

Spadanie manny może być związane z inicjatywą samego papieża, który oznajmił, że już od poniedziałku przy banku watykańskim będzie pracował specjalny urzędnik, który przestrzegając prawa międzynarodowego ma dbać o to, aby rzeczony bank nie prał już więcej brudnych pieniędzy. Jest to najlepszy dowcip, jaki usłyszałam przez ostatnie 1000 lat i do tej pory nie mogę się pozbierać z radości.

Idę wyczesać wielbłąda przed obchodami :)