zdawać by się mogło, że jak ktoś się wypowiada publicznie, to powinien się przynajmniej postarać powiedzieć coś mądrego. A guzik! Wcale nie.
Wydawać by się również mogło, że niektóre zawody wymagałyby wręcz wykształcenia ponadprzeciętnego. Wszystko to bajki. Sztampa, przesądy, bezmyślne stereotypy. Prawnik nie musi być mądry, piekarz nie musi być pozbawiony poczucia humoru.
Przypomina mi się taki dowcip, który mnie osobiście śmieszy bardzo. Szło to mniej więcej tak: Normalnie wstaję rano, patrzę na siebie w lustrze... no kurczę jestem za...sty. Ale dziś to już przeszedłem samego siebie.
P.S. Te głębokie przemyślenia wynikają z rewolucyjnych - jeśli chodzi o odkrycia w dziedzinie fizyki - teorii spiskowych ze skraplanym helem w tle, wysnutych przez pewnego wyjątkowo brzydkiego mecenasa.
P.S.2 A teraz już mnie całkiem podświadomość wciąga w wir skojarzeń (o wspólnym mianowniku) i przypomina mi się ten fragment "Dzielnego wojaka Szwejka", za którym przepadam:
"Zaś staruszek generał dreptał przed frontem w towarzystwie kapitana Sagnera i zatrzymał się przed pewnym młodym żołnierzem, aby rozmową z nim wzbudzić zapał w reszcie szeregowców. Jął go więc pytać, skąd pochodzi, ile ma lat i czy posiada zegarek.
Żołnierz wprawdzie zegarek posiadał, ale ponieważ myślał, że generał chce go obdarować, więc odpowiedział, że nie ma, na co stary zdechlaczek-generał z takim głupkowatym uśmiechem, jakim odznaczał się Franciszek Józef, gdy w podróżach swoich wdawał się w rozmowy z burmistrzami, odpowiedział:
- To dobrze, to dobrze.
Następnie zwrócił się do stojącego obok kaprala zaszczycając go pytaniem, czy jego żona jest zdrowa.
- Posłusznie melduję - wrzasnął dziesiętnik - że jestem nieżonaty.
Na to staruszek generał odpowiedział z miłym uśmiechem:
- To dobrze, to dobrze.
Potem zdziecinniały staruszek wezwał kapitana Sagnera, żeby mu zaprezentował, jak żołnierze odliczają, gdy mają ustawiać się dwójkami, i po chwili słychać było:
- Raz dwa, raz - dwa, raz - dwa...
Bardzo się to staruszkowi podobało. Miał nawet w domu dwóch pucybutów, których ustawiał zwykle przed sobą i kazał im odliczać: „Raz - dwa, raz - dwa...”
Takich generałów miała Austria bardzo wielu".
P.S.3 - W szwejkowej Austrii czuję się jak u siebie w domu.
PS 3 baaaardzo smutne ale prawdziwe, niestety :( Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWydaje się, że lepiej, że jestem tu i nie wiem o co chodzi, ale wyczuwam emocje ;)
OdpowiedzUsuńNie jest tak źle. Lubię absurd. Na szczęście, bo jest wszędzie. Wcale nie mamy wyłączności ;)
OdpowiedzUsuńJa też! U Szwejka jak u "siebie";)
OdpowiedzUsuńPodkarpacie kocha Szwejka. Można z nim posiedzieć i w Przemyślu i w Sanoku...
OdpowiedzUsuńA ostatnio rzeszowscy Internauci zaskoczyli pozytywnie:
http://forum.nowiny24.pl/gradobicie-w-rzeszowie-t47104/
Miłej lektury i dużo śmiechu życzymy :DDDD
bo teoria i praktyka to dwie różne rzeczy
OdpowiedzUsuńtylko kot porucznika Lukasza okazał się gałganem i pożarł kanarka :)))))...
OdpowiedzUsuńA ja znowu dociekliwie zapytam o to, co stoi za tym wpisem [czyt. kto podpadł]? ;-)
OdpowiedzUsuńech... życie, życie:DDDD
OdpowiedzUsuńPodpadł mecenas Rogalski, który najpierw ogłosił, że hel nie występuje w naturze, a potem wysnuł teorię, że na samolot (tak, tak, ten ze Smoleńska) zamachnęli się Rosjanie tworząc z owego helu sztuczną mgłę. Nieistniejący hel opadł mianowicie na lotnisko i się skroplił. Ale jak coś nie istnieje, to może i opaść, choć jak każde dziecko wie, nie może.
OdpowiedzUsuńMecenasa zdaje się ktoś wpuścił w maliny podsuwając mu kompletny idiotyzm, ale gdyby mecenas skończył podstawówkę to by wiedział, że to kpiny.
Żart przedni, pasuje jak ulał do mojego męża
OdpowiedzUsuńjak coś istnieje..to też może opaść :)
OdpowiedzUsuńIstnieje czy nie, ale jak mecenas mowi, ze opadlo, to opadlo:))) NO;P
OdpowiedzUsuńTak to jest, że połowę życia wierzymy, że inni są mądrzejsi od nas. A to gówno prawda. Po prostu chcemy w to wierzyć, aby się czegoś nauczyć. Później po pewnym czasie, przekonujemy się, że nic nie wiemy, do póki sami się nie nauczymy i nabierzemy własnego doświadczenia.
OdpowiedzUsuń