środa, 30 grudnia 2009

Co w łóżku piszczy

Przeczytałam sobie dziś do porannej kawy tekst z Onetu o polskich seksturystkach w krajach egzotycznych i dowiedziałam się z niego, dlaczego kobiety lubią "opalonych" i młodych Arabów, a nie lubią bladych i sflaczałych Polaków. Dowiedziałam się też, że wyjeżdżają tylko paskudne i zaniedbane, żeby tam się poczuć księżniczkami, że ci faceci to niewyżyci, wiadomo jak to w krajach muzułmańskich, a one naiwne... że kobieta, która sypia z takimi panami, to wiadomo kim jest, a pan, który sypia to też wiadomo ogier... bla, bla bla... a w ogóle to wina tego, że Polacy mają dziurawe skarpetki...

Dotychczas wydawało mi się, że stanowczo i natychmiast powinno się wprowadzić wychowanie seksualne z prawdziwego zdarzenia w szkołach, a także lekcje biologii na poziomie ponadamatorskim. Ale co zrobić z tymi tłumami, które już szkoły pokończyły? Zadziwiająca jest moc stereotypów i bezwładu myślenia (myślenia?).
A może to nie jest tak, że ludzkość MUSI osiągać coraz wyższy poziom refleksji... a w konsekwencji techniki, cywilizacji, kultury, itd. Może jednak idea domu Wielkiego Brata, Onych co tańczą, śpiewają i tej całej durnoty, to jest droga rozwoju, ku której zmierzamy?

Lata lecą, mijają wieki, a o seksie cały czas się w Polsce mówi na poziomie sześciolatka, który, z wypiekami na twarzy, napisał DUPA na ścianie budynku.
Skąd to się bierze? Bo ja osobiście nie znam tak prymitywnie myślących ludzi, a jednak "dyskusje" publiczne cały czas wskazują na to, że najbardziej pożądanym obiektem we wszechświecie byłaby doświadczona dziewica wielokrotnego użytku.
No i facet w całych skarpetkach.

wtorek, 29 grudnia 2009

Sens

Musi istnieć jakiś głębszy sens istnienia korków.
Zgodny z jakimś wyższym planem albo co... Przecież to absolutnie niemożliwe, żeby w biały dzień, dzień powszedni i dzień pracy jak najbardziej, na trzypasmowej drodze w każdą stronę nie można było przejechać.
Korki nie mogą powstawać spontanicznie i bez celu. O coś musi w tym chodzić.

"W zależności od przechowywanego w naczyniu medium - gazu, cieczy lub materiału sypkiego, korek winien być nieprzepuszczalny (szczelny) dla tego medium."
Jeśli auta potraktować jak medium, a drogę jak naczynie, to właściwie wszystko gra.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Powabną być

Przebojem roku w Japonii są biustonosze dla mężczyzn. Podobno niektórzy panowie czują się w nich fantastycznie. Wygląda to to jak damski biustonosz, tyle, że jakby bardziej płaski. Wielbiciele staniczków noszą je sobie pod koszulką i garniturkiem do pracy i czują się ponoć szczęśliwi.

Mężczyzna tradycyjny nadal woli się oglądać za damskim biustem i specjalnie dla niego producenci dziwadeł wymyślili damskie chomąto, ponieważ podkreślania i podnoszenia biustu podobno nigdy nie za wiele. Chomąto wygląda tak:

Już przed świętami toczył się zaciekły bój przepisów na świąteczne dania z radami na odchudzanie. Teraz rady wzięły górę, bo za chwilę bale sylwestrowe. Objadałaś się przez święta? Nic straconego. Aby pięknie wyglądać, należy założyć różne wyszczuplające galoty, gorsety, rajstopki a najlepiej wszystko na raz. To, co ma kobiety uczynić powabnymi jest dostępne na rynku.

Jednego tylko się nigdzie nie doszukałam. Załóżmy, że nabędę sobie te wszystkie bielizny, oblekę się w nie i uwypuklę, podniosę,co trzeba oraz ukryję zgodnie z tym co na metce.
Ale, który desperat mnie potem z tego wyłuska i jak sobie poradzić z jego rozpadającą się psychiką na widok nagiej prawdy wypadającej z tych gorsetów?
O tym producenci chomąt milczą.

sobota, 26 grudnia 2009

Tiwi or not tiwi?

Słyszę różne głosy, ja jednak lubię. Uniknęłam skutecznie oglądania świątecznych hitów (tych samych od 20 lat), znaczy to ja panuję, wszystko więc w normie. Właściwie jedyny element, z którym się przepycham to reklamy. One się pojawiają zawsze niespodziewanie. Choć i to można przewidzieć: zazwyczaj najmniej odpowiedni moment.

Ale jest taka reklama (te wszystkie wątroby, wzdęcia i nietrzymanie to małe miki), która robi na mnie piorunujące wrażenie, ponieważ obnaża bezlitośnie mroczną stronę mojej duszy. Kto widział japońską wersję The Ring będzie wiedział, co czuję. Otóż ten moment, kiedy upiór dziewczynki wyłazi ze studni, podpełza do widza aż na sam skraj telewizora, po czym (łaaaa!!!!) przełazi przez ekran (to jakby nasz chomiczek otworzył nagle straszną paszczę ociekającą kwasem! rewelacja w dziedzinie straszenia) to jest to! Tyle, że z drugiej strony.

Gdy na ekranie pojawia się blondasek w sweterku w romby (nie mam pojęcia, co reklamuje bo furia przesłania mi wtedy rozum) i zaczyna swoją kwestię: Ty, ty ty... - wkurzającym, zgrzytliwym tonem ciotki-klotki, która targa za poliś najświeższe niemowlę w rodzinie, ja rzucam się jak oszalała do pilota. Ale tak naprawdę, mam ochotę zanurzyć dłoń w telewizorze, wywlec stamtąd upierdliwca, rozerwać mu gardło, przegryźć tętnicę i wydłubać oczy. Strach pomyśleć, do czego byłabym zdolna, gdybym spotkała tego chłopaka na ulicy.
Ale muszę przyznać, że ciśnienie podnosi bardzo skutecznie.
Rodzino! Nadjeżdżam! I oby obiad nie składał się z pięciu dań :)

czwartek, 24 grudnia 2009

Przygotowania


do wigilijnej kolacji wykonuję chwilowo mentalnie. Właściwie mam wrażenie, że chyba wszystko, co potrzebne jest w lodówce. Trzeba będzie tylko dobrze wyliczyć moment wyjęcia, podziabania, ustawienia, podgrzania, żeby się znalazło o odpowiedniej porze na stole. Myślę, że ogarnę. Na razie trudno mi to wyliczyć z wielką precyzją, bo poszukuję życia na Marsie razem z Discovery.
Ale tak naprawdę zainteresowała mnie nieco inna kwestia, a mianowicie wpadł mi w oko przelatujący na jednym z programów agent. Nie mam wątpliwości, że to agent, bo każdy głupi pozna agenta na kilometr. Dlaczego agenci noszą ciemne okulary i czy to ich przypadkiem nie dekonspiruje?

środa, 23 grudnia 2009

Poproszę

nazwiska trzech pierwszych, którzy wymyślili uszka!
Może oszukam jakimiś pierogami w rozmiarze M?
Spróbuję S.

wtorek, 22 grudnia 2009

Odświętna seksowność

Już od jakiegoś czasu krążą plotki, które okazały się niestety prawdą, że w ramach dostarczania świątecznej rozrywki telewizja zaserwuje nam te same, uporczywie powtarzane sezonowo komedie z Kevinem wiecznie żywym i Szklane pułapki (rewelacja, bo nie jestem pewna, czy dobrze akcentuję Yuppi kayej mada faka... czy jak to tam szło).
Zauważyliście, że telewizja ma pory roku jak Natura? Co za wyobraźnia, ile w tym fantazji. Ale kiedy marzę o tym, żeby w upale zobaczyć choć jedną bryłkę lodu, jakiś dokument z Grenlandii to nie ma takiej możliwości. Teraz przyjemność sprawiłyby mi wyspy tropikalne, albo skwar na pustyni. Nic z tego. W ogóle wolałabym obejrzeć dokument niż Kevina. Na szczęście posiadam pilota i władzę nad nim też.

Wiedziona resztką nadziei zajrzałam do Onetu, że może jakieś dementi, ale zamiast tego trafiłam na propozycje skierowaną specjalnie do - uwaga! - telewidzek! (proponuję jednak nie zlecać więcej pisania artykulików tej osobie, bo tu już nie pomoże nawet tłumaczenie, że cierpi na dysleksję), żeby sobie wybrać najseksowniejszego aktora polskiego. Na zachętę przy tej propozycji znalazło się zdjęcie nagiego do pasa Mateusza Damięckiego, więc kliknęłam.
I co? I dalej było jak w tych reklamach agencji wtykanych za wycieraczki samochodów. Piękne z zewnątrz, a jak zajrzeć do środka to podobno wszystko opada. Tak przynajmniej twierdzą ci, co zajrzeli :)
Obejrzałam sobie zdjęcia chyba 15 panów aktorów i poza tym jednym , sztandarowym, wystawionym na wabia, uważam, że termin "seksowny" jest zdecydowanie na wyrost. Aktor nie jest seksowny z definicji i nawet wcale być nie musi. A już na pewno nie jest seksowny tylko dlatego, że leży w samych gatkach. Gwałtownego przypływu żądzy nie wywołało u mnie również zdjęcie Mroczków dwóch. Pomyłka!! Bliźniaczki to fetysz dla panów nie dla pań. Zwłaszcza, że Mroczków jest tak naprawdę trzech. Jednego widziałam jak śpiewał, Chamski się chyba nazywa... No i szkoda wielka, że ci nasi aktorzy nie grają, choćby od święta, a tylko śpiewają, tańczą, recytują...
Tak czy inaczej nie określono, co telewidzki miałyby sobie zrobić z tak wybranym najseksowniejszym, więc skoro nie ma nagrody...
W ogóle myślę sobie, że Mikołaj nie jest sprawiedliwy. Sprzątnęłam już dobry tydzień temu, zakupów nie robię specjalnych, bo idę w gości, nie byłam bardziej niegrzeczna niż zwykle, a tu co? Keviny, pułapki i rozpaćkani faceci.
A może by tak choć raz jakaś nagroda na zachętę? Nie mówię, że od razu Nobel.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Absurd

Dostałam już dwa razy w poczcie informację o tym, że znowu został zorganizowany konkurs na Blog Roku z wyraźną zachętą, żeby wziąć udział. No, skoro już drugi raz mnie namawiają, to co się będę krygować, prawda? Lubię pisać, a jeszcze bardziej lubię czytać komentarze :) więc o co chodzi. Wystartujmy. Wiem, że jako konkurencję mamy Tamiego, łatwo nie będzie, ale czy Tami jest w tej samej kategorii? I gdzie link w Taminym blogu?

Startowałam wyłącznie w zawodach sportowych zmuszona przez mojego mistrza pod groźbą, że jak nie będzie medalu, to nie będzie mnie dalej uczył, bo po co ma poświęcać swój czas i energię na gamonia. Stres potworny, ale stres też potrafi dać kopa. Teraz będzie znacznie łatwiej, bo wystąpienie wirtualne nie wymaga nawet malowania rzęs, wystarczy natapirować umysł i wystukać coś mądrego na klawiaturze. Najgorsze, co nas może spotkać, to czwarte miejsce, brr...

Uznałam, że wymarzoną kategorią będzie absurd, bo i podaż spora i choć nie jesteśmy szczególnie złośliwi, to mamy zacięcie do tego tematu całą kupą, jak tu jesteśmy. Zresztą sama chyba też najbardziej podpadam pod tę kategorię zważywszy na to, o czym piszę oraz na zamiłowanie, z jakim błąkam się po blogach "widzących" :) Nie wiem tylko czy jestem wystarczająco offowa. Przyznaję, że ten termin napawa mnie poważnymi wątpliwościami i robię się czujna jak królik na miedzy. Jak powinnam to rozumieć, a może właściwie zadane pytanie to, jak wykonać lans pod off?
Jakieś sugestie? :)
P.S. Skupcie się, bo to nasz debiut, a przecież i Wy startujecie :))

piątek, 18 grudnia 2009

Powrót cenzury

Każde zbliżające się święta w dziedzinie reklamy oznaczają, że będziemy znów narażeni na oglądanie tych samych od lat idiotycznych i nudnych reklam dowolnych produktów - mniejsza o jakość - w kontekście radosnego obchodzenia.
Model jedynie słuszny osiągnął apogeum, jak sądzę, ponieważ Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w osobie dwóch panów i pewnie jednej pani, żeby parytetowości stało się zadość, postanowiła, że należy zdjąć z anteny reklamę świąteczną Hoop Coli, bo w obrazie mamy śpiewanie do melodii "Hej kolęda, kolęda", o której skądinąd wiadomo, że pochodzi z tradycji świeckich pastorałek, a nie wysoce religijnych pieśni.
Tekst "Colędy" ze spotu "Colędawanie" jest grą słów, zupełnie niewinną, nie ma najmniejszej aluzji natury religijnej, przeciwnie namawia do otwartości i bliskości między ludźmi.
KRRiTV jako powód zdjęcia spotu z emisji podaje, że spot obraża uczucia religijne. Ciekawe czyje? Tych zaślepionych, wulgarnych nienawidzących wszystkich i wszytskiego zastępów Rydzyka, których rynsztokowe i wielce ekumeniczne bluzgi można sobie obejrzeć i posłuchać w dowolnym miejscu na You Tubie?

Kiedyś takie zdejmowanie z anteny, z druku... itp. nazywało się cenzurą, było powszechne i dotyczyło przede wszystkim obrażania jedynie słusznej w owych czasach partii. Tamta partia odeszła w niebyt, ale okazuje się, że mamy jedynie słuszną organizację, która w dodatku uporczywie wmawia, że Polska jest krajem, w którym żyje 90% katolików.
Chyba zgodnie z regułą, że kłamstwo powtarzane 1000 razy staje się prawdą, bo źródła statystyczne podają, że w Polsce 44% całej ludności deklaruje przynależność do jakiejkolwiek religii, a do katolickiej ok. 34%. Ale co ksiądz zapisze w księdze to święte.
Hoop Cola spotu nie zdjęła, tylko nakleiła na nim cenzorskie paseczki na ustach śpiewających kolędników. I słusznie. A czy jest to dzieło wysoce wredne w treści, niech sobie każdy oceni sam:
SPOT

P.S. Riverman oraz inni zainteresowani czarnoskórym Mikołajem. Przy poprzedniej notce dostaliśmy adres od Pieprza :)

wtorek, 15 grudnia 2009

Political poprawna fiction

Gerard Butler przecudnym mężczyzną jest, co było widać gołym (ach!) okiem w 300. Tym razem również zagrał nadczłowieka w filmie "Prawo zemsty". I gdyby nie Butler, który przykuwał mój wzrok, ilekroć się pojawiał na ekranie, co zakłócało wystarczająco mój proces myślenia, to chyba wszystkie zwoje mózgowe musiałyby mi się wyprostować.

O czym jest film to każdy sobie może poczytać (no i obejrzeć :), ale najważniejszy w nim jest totalny i całkowity zwrot, jakiego dokonał nasz sojusznik, czyli USA w sposobie... no dobra nazwijmy to myślenia.
Dotychczas, gdy w amerykańskim filmie jednym z bohaterów był Murzyn, to wyłącznie po to, żeby umrzeć jako pierwszy. Odkąd prezydentem został pan Obama, dodatkowo uhonorowany pokojową nagrodą Nobla za zwiększenie kontyngentów wojska tu i ówdzie zwane eufemistycznie niesieniem pomocy (najbardziej pomaga ropie naftowej), Amerykanie już całkiem zidiocieli i w niczym nieopanowanej poprawności politycznej wszystko co dobre teraz przypisują czarnoskórym a wszystko co złe białym.

I mamy w filmie: czarny prokurator (trochę nadpsuty, ale co tam przecież stoi na straży prawa. Głupiego? Dura lex sed lex), czarna pani burmistrz (dodatkowo element równouprawnienia)którzy mają jedyną i niepodważalną rację oraz biały element czyli złodzieje, ćpuny, dziwki i jeden może i nadzwyczaj inteligentny (Butler) ale za to jakże pokrętnie egzekwujący swoje prawo zemsty.

Zakończenie spartolone kompletnie i sprawiedliwości ludowej wcale się nie staje zadość. co też jest nienormalne w filmie amerykańskim (twórcy westernów przewracają się w grobach), ale dobitnie świadczy o tym, że im, Amerykanom się przestawiło o 180 stopni.
Czekam na wyłącznie czarnoskórych Mikołajów i oficjalne potwierdzenie, że Kopernik była kobietą.

niedziela, 13 grudnia 2009

Sztuka robienia wody z mózgu

W Kopenhadze obraduje ONZ-owski szczyt klimatyczny, podczas którego papla się o tym, że się ociepla. Naukowcy niekoniecznie podzielają zdanie polityków wskazując na to, że historia Ziemi to raczej długie okresy zlodowacenia, pomiędzy którymi pojawiają się krótkie błyski ciepła sprzyjające życiu na naszej planecie. Politycy i finansiści wiedzą swoje.
Trwa dyskusja i dociekanie kto emituje najwięcej CO2 uważanego na główny napęd ocieplania klimatu i źródło wszelkiego zła. Raz jako winnych wskazuje się przestarzałe metody wytwarzania energii innym razem hodowle bydła, a zwłaszcza krowie placki, które emitują ponoć większość dwutlenku węgla do atmosfery. Czyli winne jest wszystko i nic, jak wygodnie. Tak naprawdę to żadnej sensownej analizy jakoś nikt nie przedstawił.

Coś, co kompletnie przerasta moje możliwości zrozumienia to, że walka z globalnym ociepleniem stworzyła nowe rynki handlu emisją dwutlenku węgla warte miliardy dolarów. Graczami na tym rynku są nie tylko państwa, ale i osoby prywatne. Bogacze, bo innych nie stać. Pojęcia nie mam, jak to robią, a tylko przytaczam za mądrzejszymi ode mnie, ale wiem za to, że są tacy, którzy i z kamienia potrafią wycisnąć, więc zważywszy na to jak kolosalne pieniądze za tym stoją, wcale bym się nie zdziwiła , że da się handlować również CO2.

Wczoraj na całym świecie odbyły się protesty i to potężne. W samej Kopenhadze policja zatrzymała coś koło 1000 osób. Były transparenty z napisami: "Bla, bla, bla. Czas działać!", "Nie mamy zapasowej planety", czy "Zmienić polityków, nie klimat". Manifestanci domagają się, by rządy zawarły konkretne porozumienie w sprawie walki z globalnym ociepleniem klimatycznym. A porozumienia nie widać. Bałagan sprzyja nie tylko polityce ale i finansom.

Przyznaję, że bardzo mętnie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. O prawdę na temat stanu naszej planety na pewno nie, bo raz się ociepla, raz grozi nam - i to błyskawiczne - zlodowacenie, raz zdrowe jest masło, a raz margaryna, raz krowy nas zabijają innym razem kurczaki, teraz świnie, wkrótce kozy... i tylko trudno się oprzeć wrażeniu, że jak zwykle, kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.
Podziwiam ludzi, którzy mają umiejętność robienia pieniędzy. To bardzo przydatna umiejętność. Mnie za to kocha praca :)
Ale nawet najlepsi fachowcy od sprzedawania Pałacu Kultury albo Kolumny Zygmunta muszą się jeszcze wiele nauczyć. Choć swego czasu... sprzedawano i u nas świeże powietrze w postaci opłaty klimatycznej :)

sobota, 12 grudnia 2009

Dlaczego powinniśmy rozwijać nasze pasje

Pewien 80-letni chórzysta z hrabstwa Kent, przebywający chwilowo w szpitalu, zatrzasnął się w toalecie. Nieszczęśnik daremnie wzywał pomocy używając dzwonka. Nikt nie przyszedł. Uczynił więc to, co potrafił czynić najlepiej: zaczął śpiewać "Alleluja" z oratorium "Mesjasz" Haendla.
I stała się jasność. Pielęgniarze nadbiegli na pomoc.
A Ty? Jaką pasję pielęgnujesz w sobie? :)

czwartek, 10 grudnia 2009

Ideał

Jak sobie spojrzę na listę blogów (a nie wszystkie są jeszcze na liście), które lubię czytać i wcale sobie tej przyjemności nie odmawiam, to wynika z niej czarno na białym do jakiego typu człowieka mnie ciągnie.
Przede wszystkim takiego, który ma coś do powiedzenia. W dodatku potrafi się posługiwać językiem polskim, ale to żadne odkrycie.
Mężczyzna w moim ulubionym typie jest wrażliwym (bo widzącym) zrzędą - tak mi wychodzi - który zauważy i wytknie idiotyzm idiocie, zetrze głupotę w pył, z klasą, wdziękiem i fantazją. Ale żeby było sprawiedliwie zauważa też piękno, emocje i ani trochę się ich nie wstydzi. Z tym trochę trudniej, ale... no są tacy, są jak najbardziej!W życiu bym nie pomyślała, że zrzędzenie może być zaletą.
Uwaga! Mój ulubiony mężczyzna zrzędliwy potrafi się cieszyć. Może brzmi to paradoksalnie, ale to zrzęda oświecona.
Jeśli zaś przyjrzeć się kobietom, które z przyjemnością odwiedzam, to na pierwszy rzut oka widać, że nie żadne lelije, ale baby z jajami. Nie psychoanalizowałam się na tę okoliczność (ani na żadną inną), ale unikam jak ognia rozciapcianych kobiet, omdlewających i memlących coś bez sensu o własnej kobiecości. Prawdziwa kobieta nie musi memłać, ciapciać ani opowiadać o tym, że jest kobieca. Prawdziwa kobieta jest! :)

środa, 9 grudnia 2009

Szczyt pecha

Cztery osoby złożyły doniesienia na policji w Chicago, że człowiek w jaskrawopomarańczowym płaszczu próbował ich okraść. 37-letni pan został sprawnie zatrzymany i znaleziono przy nim
2 dolary zdobyte podczas owych czterech napadów na przypadkowych przechodniów.
Samcem alfa trzeba się urodzić.

wtorek, 8 grudnia 2009

W ówczesnym porywie

ogólnopolskiego szlachectwa nie wypadało, żeby się państwo wyrażało nieszlachecko. Wielki problem miał z tym pewien mój kolega, świeżo upieczony szlachcic. Chciał się wyrażać z pańska, bo w końcu nosił sobie sygnet nie od parady, więc gdy łaziliśmy kupą po dzikich ostępach bieszczadzkich i zmożeni co nieco - a nie było wtedy tak, że co chwila luksusy i hotele i Macdonaldy - zapragnęliśmy odpocząć i zjeść, postanowił stanąć na wysokości zadania i zdobyć pożywienie jak to prawdziwy mężczyzna a do tego szlachcic.
Zawołał więc do chłopa zbierającego ziemniaki na polu:
- Oraczu polski, a nie sprzedalibyście nam trochę tych kartofelków?
Chłop gonił nas z widłami przez pół pola klnąc straszliwie.
No cóż, szlachcicem trzeba się urodzić ;)

niedziela, 6 grudnia 2009

Kobieta

jest jak wino. Im starsza tym lepsza.

Luuudzie! To jest ten sam rodzaj galanterii, co być pocałowaną (oślinioną) w dłoń przez podpitego bonza w garniturze w prążek i w sandałach!!! I chyba z tych samych czasów pochodzi. Nie sprawia mi przyjemności taki komplement, natychmiast zmieniam się w ocet. Jak będę miała osiemdziesiątkę, ostrzegam, zamienię się w jadowitą galaretkę. Jak to stare wino!

Ja tam wypijam tak mniej więcej jedną do dwóch flaszek wina rocznie i zdecydowanie preferuję młode wina, Najlepiej delikatniusie, włoskie, białe.
Stare wino jest ciężkie i rujnuje żołądek :)

piątek, 4 grudnia 2009


W wyszukiwarce, pod hasłem "maseczka mężczyzna" znalazłam obrazek, który powinien motywować każdego pana.
Panowie, Wy kładźcie na siebie te maseczki!

środa, 2 grudnia 2009

Potrafię

milczeć całymi godzinami.
I lubię milczeć.
Umiem też słuchać.
I lubię słuchać.
Umiem dochować tajemnicy.
I lubię tajemnice. :)

poniedziałek, 30 listopada 2009

Wrażliwość

Język, poza tym, że jest dość istotnym narzędziem komunikacji, a więc warto pomyśleć, zanim się go użyje, wyraża nasz stosunek do świata, odzwierciedla nasz sposób postrzegania rzeczywistości i nasze własne wnętrze.

No.

I teraz zastanówmy się przez jedną krótką chwilę. Jak mówi kobieta o przystojnym facecie wartym grzechu? Ciacho, ciasteczko, cukiereczek...
A jak mówią panowie, którzy nie używają akurat jak w sam raz słów nieparlamentarnych w rodzaju lachon lub blachara?
Laska, w wersji pieszczotliwej laseczka.

Laseczka?
Pozostaje mieć nadzieję, że warstwa skojarzeniowa, która się przebija, a wręcz eksploduje z tego określenia, świadczy o tym, że panowie myślą o paniach jako kwintesencji przyjemności.

Tylko czemu, do cholery, laska? Ciasteczko rozumiem, cukiereczek... można polizać schrupać, to przyjemne, sama słodycz i takie milusie określenie... a laska? powariowali! jaka laska? po co im laska, kaleki jakieś czy co?... faceci są jednak dziwni...

P.S. Oczywiście nie ma najmniejszych przeciwwskazań w stosowaniu słów: kobieta, dziewczyna, mężczyzna, chłopak... :)

niedziela, 29 listopada 2009

czwartek, 26 listopada 2009

Dobór naturalny

Funkcjonuje jak wiadomo między kobietami a mężczyznami w celach wiadomych - panie są nawet dodatkowo wyposażone w specjalny detektor, który przy pocałunku błyskawicznie ocenia stan układu immunologicznego całowanego osobnika, przy czym pan wysoce odporny i pasujący jest smaczny, a pan niepasujący smaczny nie jest - ale to przecież nie jedyna forma kontaktów międzyludzkich.
Dobieramy się naturalnie również z nieoblizywanymi znajomymi płci obojga na zasadach dość tajemniczych i z jednymi rozumiemy się lepiej a z innymi gorzej. Dodatkowo w formie kontaktów "gadanych internetowych" chyba najważniejszym czynnikiem jest - tak mnie się przynajmniej zdaje - umiejętność rozmawiania na każdy najdzikszy temat.
Jakby nie patrzeć, zmysły i tak są najważniejsze. W realu można dotknąć, poklepać, polizać, obwąchać, a w necie właściwie robimy to samo, tyle że wirtualnie. Ale badamy się wzajemnie, obwąchujemy zanim zdecydujemy się pogadać bardziej od serca i serio, a czasem wprost przeciwnie wspólnie powydurniać.
O ile chemia w życiu rzeczywistym jest dla mnie naturalna, intuicyjna i wierzę jej jak sobie samej, o tyle w necie trzeba się trochę bardziej postarać, staranniej wybadać... a jednak działa i na dłuższą metę nie da się jej oszukać.
Może wytwarzamy właśnie na drodze ewolucji kolejny "sieciowy" zmysł? :)

wtorek, 24 listopada 2009

Niektórych mężczyzn powinno się dodawać w pakiecie

Tak jak obiecałam, wyznam dziś jedną z moich dziewczęcych tajemnic.
Otóż do gotowania mam stosunek ambiwalentny. Codzienne gotowanie (trzeba najpierw wykombinować co) sprawia mi średnią przyjemność i nie poświęcam na zrobienie obiadu więcej niż 20 minut, bo to strata czasu. Jeśli coś nie da się przygotować i ugotować w takim czasie, to nie wchodzi w zakres moich umiejętności.
Za to lubię jeść. Jedzenie uważam za wielką frajdę. Do frajdy potrzebni są znajomi i coś smacznego, no i sporo czasu na ględzenie.
Na gotowanie zapanowała od kilku lat moda i programy o pichceniu są prawie wszędzie. Ale pichcenie pichceniu nierówne.
Odkryłam niedawno w programie Kuchnia TV absolutny cud natury, który w dodatku mówi po polsku i ciekawie (pichcąc), gotuje i przyrządza to, co lubię czyli duuuużo zielonego, przypraw i jarzynek, nie świni całej kuchni gotując jedno jajko, rozróżnia smaki i zapachy... Co Wam będę długo gadać. Zakochałam się po uszy i chcę takiego Grześka Łapanowskiego w kuchni!
Uważam, że niektóre Grześki powinny być dodawane w pakiecie do piekarników lub kuchenki. Byłabym skłonna się szarpnąć.

poniedziałek, 23 listopada 2009

A było to tak

W studio siedziały panie w składzie panie poranne różne, pani dziennikarka prowadząca oraz pani psychoterapeutka. Formuła programu niezwykle malownicza: pani prowadząca zasiadła jak u fryzjera na krzesełku i zażądała:
- Panie Piotrusiu, dziś loki!
Pan fryzjer, który teraz nazywa się stylistą, przytaknął ochoczo i zabrał się do czesania pani, a pani opowiadała, jak to fajnie jest się lubić i być zadowoloną z życia kobietą.
Panie poranne przytakiwały, że i owszem miło jest być miłym, a przynajmniej uprzejmym dla ludzi, a pani psychoterapeutka wyjaśniła, że tylko ludzie, którzy nie lubią siebie samych zrzędzą i wytykają innym a to, że głupi, a to, że marudni, a to, że leniwi...itd.

Podążając tokiem rozumowania pani psychoterapeutki, jeśli głupek wymyśli kolejny durny przepis dotyczący dziedziny życia, która dotyczy nas wszystkich, powinniśmy okazać entuzjazm, a przynajmniej uprzejmie przytaknąć po to, żeby nie wyjść na ludzi niezadowolonych i nie lubiących siebie.
Jeszcze jeden taki program, jeszcze jedna taka durna psychoterapeutka, jeszcze kilka takich pańć porannych, a skończę jako najparszywsza szowinistyczna świnia! Chrum, chrum!

niedziela, 22 listopada 2009

Niedziela

Niedziela to taki dzień, kiedy można pójść na spacer, poleniuchować, posprzątać, połazić po sklepach, poooglądać ciuszki...
Przed randką kobieta zastanawia się co na siebie włożyć. I po co, skoro jej luby i tak myśli tylko o tym, co ona ma pod spodem?

piątek, 20 listopada 2009

Fantazja

Widziałam dziś w samo południe pana jadącego czerwonym, rasowym cabrio :) Pan miał na oko tak koło 50tki, na nosie okulary przeciwsłoneczne, czerwony, fantazyjny szaliczek pod szyją i gołą głowę z rozwianymi na wietrze siwymi włosami po bokach głowy a na środku tejże łysy placek.
I co? I nic, super. Może jutro przy jego łóżeczku będzie stał rządek pielęgniarek, ale dziś był panem świata :)
Jutro też ma być piękna pogoda. Ciekawe kogo przyniesie? :))

środa, 18 listopada 2009

Pożegnanie z rozumem

Przemysł farmaceutyczny to potęga i bogactwo. Nic dziwnego, że walka idzie na noże. Rywalizować z nim może (poza zbrojeniówką, która bezapelacyjnie jest najbardziej dochodowa) przemysł narkotykowy, kosmetyczny, zabawki, żarcie dla zwierzaków...
I wszystko jest dla ludzi, ale nic nie zastąpi rozumu.
Ludzie mają tę dziwną przypadłość, że w swoim nieskończonym lenistwie umysłowym chętnie się odwołują do Siły Wyższej w wołaniu o... no dobrze, rozum jest ostatnim dobrem, o jakie zazwyczaj proszą.
Ale fajnie jest kupić sobie krem, który likwiduje cellulit i leżąc przed telewizorem, pogryzając ciasteczka, namaszczać się chłonąc życiowe seriale i przeżywając wraz z bohaterami nudne do bólu perypetie. Przecież 80% kobiet potwierdziło skuteczność produktu. Nie znalazłaś się w tych 80%? Nie zadziałało choć wsmarowałaś w siebie 8 opakowań po 40 zeta? I nie zadziała, bo cudów nie ma. Tyłek nieruszany będzie rósł! Takie są prawa natury.
Wyczytałam absolutnie fantastyczny komentarz pewnej wieszczki pod notką Any. Komentarz dotyczy grypy, a w nim autorka wyjaśnia, że ludzkość przechodzi okres transmutacji, oczyszcza się po to, by w roku 2012 wstąpić zbiorowo w piąty wymiar. Dlaczego w piąty, skoro fizycy mówią o istnieniu 11? Licho wie. Ale w najmodniejszej paranoi na rok 2012 widzę wielkie szanse dla przedsiębiorczych. Można się śmiało pokusić o konkurowanie ze wszystkimi najbardziej dochodowymi interesami, czyli:
- wybudować flotyllę promów międzywymiarowych Sokół 2012
- zmusić rządy do kupowania szczepionek "transmutant" i obowiązkowo szczepić wszystkich
- rzucić na rynek pastylki na przeczyszczenie "Linia 5" z hasłem "Bądź smukła w 5 wymiarze"
- wypromować podpaski z 5-ma skrzydełkami, wodę dla mężczyzn "Czar Piątego Wymiaru" i dezodorant "Transmutant Men"
- dla naszych pupilków seria gryzaków Kot Przeobrażony, Pies Transformowany, dla szczeniaków i kociąt osobna seria.... itd. itp

Kulturą zajmę się osobiście. Wydam książkę z cyklu rozwój duchowy pt "Jak bezboleśnie pożegnać się z rozumem" W podtytule Szczęśliwa podróż do lepszego wymiaru czyli I Ty zostaniesz Majem w 2012.

sobota, 14 listopada 2009

Zmiana trasy

Dochodzę do wniosku, że im dalej w las, tym trudniej jest mi odczuwać bliskość z innymi ludźmi. Jako dzieci chyba wszyscy łatwiej nawiązywaliśmy przyjaźnie. Potem przychodzą doświadczenia i trochę odruchowo stajemy się ostrożniejsi.
Czy to znaczy, że nie potrafię ufać ludziom i zaszyłam się w skorupkę, ustawiłam mur? Nie, ani trochę. Jeśli jakaś wzajemna sympatia się objawia, daję kredyt zaufania, jak najbardziej i chyba większość z nas tak postępuje. Ten kredyt jest jednak coraz krótszy i towarzyszy mu zwiększona czujność.
Ostatnio mam jednak wrażenie, że to nie tyle doświadczenia i "gorycz rozczarowań" - których ciężaru w dodatku wcale nie odczułam w życiu, jako osoba dość przytomna na umyśle - sprawiają, że z czasem się lekko izolujemy od innych, a w każdym razie mniej osób dopuszczamy do siebie.
Przyczynę widzę raczej w rutynie. W sumie wygodnie jest tak dreptać utartym, bezpiecznym szlakiem i tak to drepcząc, wręcz szukamy pretekstów, żeby nie zejść z tej ścieżki. Nawet ci, którzy szukają kogoś lub czegoś, wtłoczeni (często na własne życzenie w pewne ramy) przestają dostrzegać i przestają... chcieć zauważyć. Trochę jak kierowca, który zawsze jeździ tą samą drogą.
Zaczyna dostrzegać inne drogi, kiedy mu drogowcy postawią znak zakazu i zmuszą do wybrania innej trasy.
Dobrze jest sobie pozwolić na zmianę trasy, a to leży jak najbardziej w naszych możliwościach. Czasem wystarczy drobny dystans... i ciut odwagi.
A Kraków jest piękny zawsze :)

środa, 11 listopada 2009

Wesołość

Nigdy nie jest tak wesoło, żeby nie mogło być weselej.
Osobiście jest mi weselej, kiedy głupota dostaje po łbie. Tym razem personifikacją głupoty była, po raz kolejny, "kontrowersyjna wokalistka" Doda. Ani ona wokalistka ani kontrowersyjna. Doda przegrała proces o naruszenie dóbr osobistych. Naruszyć miał niejaki Mieszko z Grupy Operacyjnej nazywając Dodę blacharą.
Doda się oburzyła, bo tylko jej wolno się zachowywać jak wulgarnemu lachonowi i pozwała Mieszka, podkreślając, że tak szlachetnie zapracowaną kasę w postaci grzywny od rzeczonego przeznaczy na cele charytatywne. Szlachetny poryw serca szlag trafił. bo sąd uznał, że Mieszko ma prawo do wyrażenia własnej opinii na temat osoby publicznej. No cóż, noblesse (hłe. hłe) oblige.
Mieszko skomentował to tak:

"(...) Doda dobre imię sama sobie odebrała. Zrobiła to przy użyciu trzech narzędzi: wulgarnego sposobu bycia, bazarowego wizerunku i werbalnej biegunki, którą wylewa z ust przy każdej okazji."

Werbalna biegunka? :) A pan prezydent dalej przemawia w tym deszczu.

wtorek, 10 listopada 2009

Jesienne przytulanki

Jesień wcale nie jest zła. Przede wszystkim ma kolory, których nie ma żadna inna pora roku. Ludzie kulą się co nieco, to prawda, ale za to są bardziej przytulaśni w poszukiwaniu ciepła i światła. Latem nie mają tyle czasu na przytulanie, rozpiera ich energia i ciągle gdzieś gna. Jesienią są bardziej skłonni do przycupnięcia w przytulnym miejscu i wymiany ciepła.
A zresztą, żeby nie wiem, jak zrzędzić jesień nas i tak nie ominie :)

sobota, 7 listopada 2009

Człowiek psu wilkiem

Przepisy policyjne są jasne. Wszystko ujęte w paragrafy. Opiekun psa, który spędził i przesłużył ze zwierzakiem kilka dobrych lat, pracując ręka w łapę w warunkach czasem bardzo niewesołych i nie ma co ukrywać - niebezpiecznych, staje przed murem bezdusznych i głupich przepisów.
Zasłaniając się tymi przepisami komendant informuje swojego podwładnego ni mniej ni więcej tylko o tym, że jeśli ten nie weźmie odpowiedzialności również finansowej za swojego psa, to pies zostanie uśpiony. Takie - dosłownie - są skutki przepisu. Oczywiście, że policjant stanie na głowie, żeby nie dać zabić swojego przyjaciela, wyskubie z swojej pensyjki i weźmie zwierzaka na utrzymanie. Czasem pomoże mu rodzina. Co jednak jeśli naprawdę go na to nie stać?
Nie wiem dlaczego organizacje zajmujące się prawami zwierząt nie wykazują (a może wykazują, tylko ja o tym nie wiem?) zainteresowania krzywdzeniem zwierząt w majestacie prawa przez instytucję państwową mającą w dodatku szlachetną misję roztaczania opieki i ochrony nad ludźmi. Może nic dziwnego, że nie radzi sobie z ludźmi, skoro ze zwierzętami nie potrafi.

Czasem rodzice kupują dziecku zwierzaka, żeby go nauczyć odpowiedzialności. Skutki są różne. Ale tak długo jak instytucje państwowe będą jawnie łamać prawa zwierząt. stara prawda, że miarą naszego człowieczeństwa jest nasz stosunek do mniejszych braci, nie będzie brzmiała jak banał.

czwartek, 5 listopada 2009

... Fałsz

Nielubiany i nieceniony przez mnie autor, którego uważam za koniunkturalistę i gościa, co to do perfekcji opanował sztukę mówienia tego, co inni chcą usłyszeć, zwłaszcza Prawd Prostych a Objawionych, czyli P. Coelho, w powieści pt. "Weronika postanawia umrzeć" postawił taką oto diagnozę:

"Istnieje sporo ludzi, którzy rozprawiają o nieszczęściach innych i udają tylko chęć niesienia im pomocy, a tak naprawdę cieszą się z cudzego cierpienia, bo to ich utwierdza w mniemaniu, że sami są szczęściarzami, i że życie jest dla nich łaskawe."

Internet jest rajem dla sępów.

wtorek, 3 listopada 2009

A z żeńskimi bliźniaczkami

rzecz ma się całkiem inaczej, oj całkiem inaczej. Pokażcie mi takiego faceta, który nie chciałby znaleźć się w tym samym łóżku co dwie przecudnej urody siostry bliźniaczki. ;)
Może mężczyźni są jednak bardziej otwarci na różne zjawiska niż kobiety?

poniedziałek, 2 listopada 2009

Idealne zajęcie dla pań

... piłka nożna wcale nie jest wyłącznie domeną panów. Piłkarki nożne ;-) radzą sobie całkiem nieźle. A radziłyby sobie znacznie lepiej, gdyby nie pewien głupi zwyczaj.
Dlaczego wszystkie mają chodzić ubrane identycznie?
Do czego to podobne, żeby 11 kobiet nosiło taką samą kieckę na tej samej imprezie?

niedziela, 1 listopada 2009

Post scriptum do milczenia

Najlepiej czuję się z kimś, kto nie wywołuje przymusu mówienia. Możemy rozmawiać, jeśli nas najdzie ochota, ale nie musimy. Milczenie jest lekkie i naturalne. W każdej chwili można znów podjąć rozmowę, albo zmienić temat...
To jest fajna bliskość :)

piątek, 30 października 2009

Milczenie

Gdybyśmy potrafili przemilczeć niektóre sprawy, z pewnością byłoby mniej awantur między ludźmi. Nie mówię o sprawach, które wymagają wręcz interwencji - jakoś tu ludzie się przeważnie nie kwapią - ale o takich codziennych, drobnych utarczkach między bliskimi sobie osobami.
W sumie co by jej szkodziło, gdyby przemilczała to, że on znowu ciepnął coś w kąt zamiast odłożyć na miejsce? A czy jemu spadłaby korona z głowy, gdyby się powstrzymał od uwagi, że właśnie gadała 20 minut przez telefon z przyjaciółką, z którą była tego południa na kawie? Widać nie wszystko omówiły.
Niezwykle swego czasu malownicza postać pani Michalina Wisłocka radziła w takich sytuacjach przeczekać. I to były święte słowa. Wprawdzie nie wszystko robi się samo - kurz na przykład nie chce się zetrzeć, naczynia nie chcą się pozmywać, odkurzacz nie chce się sam przelecieć po mieszkaniu - ale wiadomo, że pośpiech jest dobry tylko przy łapaniu pcheł.
I tu naczelna idea mężczyzn - wszystko dla świętego spokoju - fantastycznie zdaje egzamin. Przecież każda burza w końcu minie :)

środa, 28 października 2009

Jesień

Tak naprawdę to poeci całkiem niesłusznie chwalą wiosnę. To początek jesieni jest najbardziej, dynamiczną porą roku. Przyroda wypasiona słońcem, owocami, płodami rolnymi i dobrem wszelakim rozsiada się - na krótką chwilę - zanim nie zapadnie w krzepiący zimowy sen.
Nam, ludzikom nie jest dane zapadanie w żaden sen, ale prawom natury i tak podlegamy jako żywo. Zwłaszcza mężczyźni. Jesień to pora, kiedy mężczyzna jest najsilniejszy i o ile w ciągu całego roku myślał o seksie, ale coś mu ciągle stało na przeszkodzie (ech faceci, wiecznie w poszukiwaniu pretekstów) o tyle teraz nic mu nie przeszkodzi! Jaskiniowy czy cywilizowany teraz właśnie osiągnął maksymalny poziom testosteronu, jest wypasiony po lecie i to najlepsza pora, żeby mężczyznę dopaść, otumanić, omamić, oczarować oraz posiąść.
Drogie Panie! Sezon na mężczyzn ogłaszam za otwarty! :)

poniedziałek, 26 października 2009

Opowiadanie obrazem

Podstawową zasadą narracji filmowej jest opowiadanie obrazem. Zgodnie z wszelkimi zasadami dialog powinien wzbogacać obraz, uzupełniać, a nie zastępować, a już na pewno nie chodzi o tłumaczenie, jak krowie na rozstajnych drogach.
Tłumaczenie słowem tego, co widzimy w obrazie to domena komentatorów sportowych i czasem, owszem nie powiem, nieustające pasmo radości dla widza. Ale w filmie nie o to chodzi. Choćby to był i serial telewizyjny.
Stwierdziłam ostatnio, że odkąd telefon komórkowy jest wszechobecny, stał się - dla leniwych scenarzystów - gwiazdą pierwszego planu. Bohaterowie właściwie nie muszą się spotykać, mogą wszystko omówić przez telefon. A jaka oszczędność! Kilka gadających głów, na dowolnej ulicy, wsiada, wysiada, wchodzi do sklepu, łazi bez sensu opowiadając sobie nawzajem akcję. Wyjaśniają zagadki, relacjonują psychologię poszczególnych postaci, odsłaniają mroczne zakamarki ich duszy... słowem obrabianie tyłka przez telefon urosło do rangi narracji filmowej.

Ach... kiedyś biały telefon stał na stoliku i wiadomo było, że nie na byle stoliku stoi taki telefon. A jak dryndnął, to groza zawisała w powietrzu i człowiek czekał, że coś się wydarzy. No chyba, że to była komedia romantyczna.

sobota, 24 października 2009

Piękno użytkowe


Japończycy to naród wielbiący estetykę. Czasem bardzo wysublimowaną. Jedno jest pewne, starają się, żeby piękno towarzyszyło im wszędzie.
Najpiękniejsze chrupaki świata wyglądają tak właśnie.

Te przecudnej urody ciasteczka krabowe, chrupiące i słone składają się z orzeszka, paluszka krabowego wypieczonego w sosie sojowym i celofaniku - dziewczynki lub chłopczyka. Jak widać piękne może być także to, co chrupiemy ;)
Mam taką koncepcję, nie wiem czy do końca słuszną, ale na pewno przyjemną, że im więcej interesujących rzeczy nas otacza, tym sami się stajemy... bardziej chrupiący? ;)

czwartek, 22 października 2009

Przeprowadzka

Postanowiłam się powoli przenieść. Jeszcze nie wszystko jest na miejscu, trochę pracy zostało. Trzeba zwlec trochę nowych skór, stare, ale ciągle nadające się do użytku przetrzepać, przytachać narzędzia, broń i ozdóbki... Spokojnie, bez pośpiechu się zrobi i wcale nie zniknę nagle i niespodziewanie ze starej jaskini. Powiedzmy, że tamta jest za ciasna, zbyt wiele rzeczy mnie uwiera i zbyt wiele mnie wkurza.
A nie chodzi przecież o to, żeby się wkurzać, prawda?

Dla mnie, jak wiedzą, Ci, którzy mnie odwiedzają, blog jest miejscem zabaw, skwerem, Hyde Parkiem, gdzie lubię porozmawiać, posłuchać, poszaleć.

Witam w nowych komnatach jaskini :)