Słyszę różne głosy, ja jednak lubię. Uniknęłam skutecznie oglądania świątecznych hitów (tych samych od 20 lat), znaczy to ja panuję, wszystko więc w normie. Właściwie jedyny element, z którym się przepycham to reklamy. One się pojawiają zawsze niespodziewanie. Choć i to można przewidzieć: zazwyczaj najmniej odpowiedni moment.
Ale jest taka reklama (te wszystkie wątroby, wzdęcia i nietrzymanie to małe miki), która robi na mnie piorunujące wrażenie, ponieważ obnaża bezlitośnie mroczną stronę mojej duszy. Kto widział japońską wersję The Ring będzie wiedział, co czuję. Otóż ten moment, kiedy upiór dziewczynki wyłazi ze studni, podpełza do widza aż na sam skraj telewizora, po czym (łaaaa!!!!) przełazi przez ekran (to jakby nasz chomiczek otworzył nagle straszną paszczę ociekającą kwasem! rewelacja w dziedzinie straszenia) to jest to! Tyle, że z drugiej strony.
Gdy na ekranie pojawia się blondasek w sweterku w romby (nie mam pojęcia, co reklamuje bo furia przesłania mi wtedy rozum) i zaczyna swoją kwestię: Ty, ty ty... - wkurzającym, zgrzytliwym tonem ciotki-klotki, która targa za poliś najświeższe niemowlę w rodzinie, ja rzucam się jak oszalała do pilota. Ale tak naprawdę, mam ochotę zanurzyć dłoń w telewizorze, wywlec stamtąd upierdliwca, rozerwać mu gardło, przegryźć tętnicę i wydłubać oczy. Strach pomyśleć, do czego byłabym zdolna, gdybym spotkała tego chłopaka na ulicy.
Ale muszę przyznać, że ciśnienie podnosi bardzo skutecznie.
Rodzino! Nadjeżdżam! I oby obiad nie składał się z pięciu dań :)
Tiwi nie działa na mnie źle, bo posiadam pilota i jestem w stanie zmienić sobie kanał na taki, który lubię. Czasem jednak leżę rozwleczona jak Maja /ta od Goi/ na kanapie i przerzucam sobie kanały, ot tak pour la hec a wtedy w moje biedne oczy wciskają się najdziwniejsze na świecie makabreski. Ponieważ makabrę lubię, więc zastygam na godzinę w niemym uwielbieniu dla głupoty, kiczu i debilizmu. Moimi ostatnimi odkryciami są:
OdpowiedzUsuń1. Miejsce pierwsze: Who Wants to Be a Superhero? - paru dziwnych ludzi w trykotach, zamkniętych w domu Big Brothera.W grze nadal zostali :The Dyfuser, Hygena, Mr. Mitzwah. Ale ten ostatni ma kiepskie szanse bo inni superbohaterowie lekko się na niego boczą - eliminacja jak nic.
2.Miłość w rytmie rocka - Dwadzieścia kobiet walczy o miano narzeczonej Breta Michaelsa, wokalisty Poison. Dziewczyny muszą udowodnić, że nadają się do rockowego życia. Ta z nich, która poradzi sobie najlepiej z natrętnymi fankami i dotrzyma kroku Bretowi - wygra.W skrócie- Bret śpi z każdą po kolei, udając że najbardziej zalezy mu na walorach intelektalnych dziewczyny i jej gorącym sercu.- rechot......
No...to walnęłam wpis - Magenta nie zlinczuj mnie czasem ale mnie jakoś poniosło.
Eeee, raczej obejrzę to co polecasz :))
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko rzęsa i idę, ech... ;)
Jeszcze polazłam obejrzeć Breta.
OdpowiedzUsuńDo tego programu to się chyba zgłosiło 20 ślepych i zdesperowanych panien?
Zapomniałam powiedzieć "Baw się dobrze i SMACZNEGO"!
OdpowiedzUsuńhttp://en.wikipedia.org/wiki/Rock_of_Love_with_Bret_Michaels
OdpowiedzUsuńTo wyjaśnia wszystko - już wiem czemu te panny tak się tam pchają. Zamiast Breta mógłby być Smok Wawelski - wzięcie miałby takie samo. Teraz czekają na 4 edycję, taki wybredny ten Bret.
Jest chyba rzeczywiście mało znaczącym elementem :)
OdpowiedzUsuńNIe mam przekonania, czy właśnie w ten sposób powinno się dążyć do... popularności?
o rany, nie zdawałam sobie sprawy, że komuś tak reklamy mogą przeszkadzać... hm... muszę se parę obejrzeć :0)
OdpowiedzUsuńmy to kanał dziecięcy oglądamy..hi..hi..ha..ha, także z krecikami i elmo jestem za pan brat! a hoj!
o, a ja nie kojarzę blondaska w sweterku w romby. ale to dlatego, że mało tiwi było w te świeta, a jak już był, to siedzieliśmy tyłem:) dziś rodzinnie (20 osób!) idziemy na "Avatara".
OdpowiedzUsuńMoja siostra wyśmiewając się z rockowego szoł, podzieliła sarkastycznie laski tam występujące na dwa obozy: zdziry i porządne zdziry :))))
I ten prawiczek kolejnej edycji :)))
OdpowiedzUsuńAvatar koniecznie, jeszcze nie byłam, ale z przyjemnością :)
Ja mam tylko 2 programy, a i to pilot jest w robocie...
OdpowiedzUsuńNikt nie może zrozumieć, że jest jeszcze na świecie kobieta, która jest normalna (chyba), a nie ma komórki, samochodu i tylko 2 programy, jak za komuny.
Marzynia jest imię jej.
P.S. Żęciu, co to jest "poliś"?
Policzek, Marzyniu :))
OdpowiedzUsuńTaki paskudny zwyczaj mi się przypomniał: targania dzidziusia za policzek (całkiem zdrobniale - poliś :)
A kiedyś to jeszcze był jeden obrzydliwy zwyczaj: troskliwa mama, ciocia wyjmowała z kieszeni chusteczkę (taką z materiału) śliniła ją i wycierała umorusane oblicze dzieciaka :)
Ostatnio o ile wiem, ten haniebny czyn został udokomentowany w Rodzinie Adamsów.
A to prawie tak smakuje jak soczysty buziak, prosto w usta, podchmielonego wujcia. Z tego powodu cieszyłam się, że dorosłam i mogłam uciec.
OdpowiedzUsuńMamarzyniu - jesteś szczyńściorz, szczyńściorz, szczyńściorz.
Pieprzu, wiem, tyś ze Ślunska jezd!!!
OdpowiedzUsuńA z tym polisiem to mogłam sie skapczyć...
OdpowiedzUsuńDla całkiem małych dzieci jest jeszcze bonus w postaci upadnietego, oblizanego i wetknietego w dziuba smoczka. Najlepiej w trakcie palenia cygara przez mamę.
Widziałam jeszcze coś na własne oczy, ino sie wohom, jak tyn baca, czy wam napisać...p
Se siedzisz na kamieni kupie, a my mamy chodzić wkoło i całować w czoło? :)
OdpowiedzUsuńNooo...
OdpowiedzUsuńJak mieszkałam w Bieszczadach, to widziałam, jak jedna kobita żuła mięso, wypluwała na łyżeczkę i siup niemowlakowi do buzi!
A człowiek paprał te tareczka, wiórkował królicze mięso, walczył z młynkiem do kawy mamy (bo słowa blender to nawet nie słyszał...)
Alyś walnyła Marzyniu, jam jest tylko z województwa śląskiego, ale absolutnie nie ze ŚLąska. To jakby Słowaka Czechem nazwać albo Szkota Anglikiem- "zaniebycie" ślązokiem to nieroz w pysk dostałam w młodych latach swych.
OdpowiedzUsuńPisz...))) lubię makabrę.
Mmm...mocne!
OdpowiedzUsuńNo to czytej, Pieprzu, czytej...
OdpowiedzUsuńAaaa, jużeś przeczytoł!
OdpowiedzUsuńP.S. Gwara pogórzańska, jezdem w tym dobro...
Riplej: "jezdem w ni dobro", tak powiedział!!!
OdpowiedzUsuńMmm... górami zapachniało. A w mojej gwarze to tak leci "Bułak na świntach z niebiatami i zmęczonak nieco jezdym, bo charowołak, a łociec na kanapie leżoł."
OdpowiedzUsuńz niebiatami? :)))
OdpowiedzUsuńhaha...patrz jaka fajna literówka, choć ja bym raczej "pieklaty"niż "niebiaty" wolała użyć. Riebiatami - rzecz jasna, riebiatami w capkach ! A tak naprawdę to już niewiele z niej zostało, chlip, chlip - moja babcia to nieźle gwarą rzucała, ale urodziła się w 1901.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń