niedziela, 31 stycznia 2010

Najwyższa wartość

Co Waszym zdaniem ma najwyższą, wymierną wartość? Jaka umiejętność człowieka? Wiedza, sprawność, zdolność przystosowania się do warunków, komunikacja, twórczość artystyczna?
Otóż dochodzę do wniosku, że nie. Najwyższą wymierną wartość ma naiwność.
Chyba na niczym nie można zarobić tyle, ile na tej właśnie przypadłości.

czwartek, 28 stycznia 2010

Niezbędnik


Aby przetrwać w miejskiej dżungli, ze szczególnym uwzględnieniem tramwaju, dobrze mieć pod ręką kilka drobiazgów. Ja dziś akurat młotka nie wzięłam, ale miałam w torebce zestaw "Mały hydraulik" oraz wiertarkę udarową. Tak na wszelki wypadek.

środa, 27 stycznia 2010

Powiew obiektywizmu?

Czy muszę kogoś przekonywać, że moja świętej pamięci świnka morska była najbardziej rezolutną, kontaktową i urodziwą świnką na świecie? A mój syn jest przystojny, zdolny i wysportowany, na studiach sobie radzi świetnie i oczywiście jest ponad przeciętny, żeby nie powiedzieć wybitny? A ten chłopak spotkany 20 lat temu miał najcudniejsze błękitne oczy, jakie w życiu widziałam. Wszystkie koleżanki mi go zazdrościły. Nie wiem, gdzie dziś są te cudne oczy, ale kiedy były, to nikt takich nie miał ;)
To co nasze, jest najlepsze. Najbardziej parchaty kotek, który się do nas przyplącze okazuje się najcudniejszym i najmądrzejszym zwierzakiem na świecie. Pod jednym wszakże warunkiem: że go pokochamy.

Mamy za to: kolejny rząd do dupy, leniwych ministrów, fatalnego prezydenta, głupich urzędników, gównianą gospodarkę, żałosną klasę polityczną, instytucje, która nas okradają... i końca nie widać Czy gdyby tak to całe badziewie pokochać, okazałoby się nagle wyjątkowo piękne?

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Wcale nie narzekam

na zimę, ale dziś na dworze (znaczy się na polu dla niektórych) czułam się, jakby mi chciało zdjąć twarz. Chodzenie bez twarzy jest niedopuszczalne i to wcale nie ze względów estetycznych, ale "honorowych", o czym wie każdy, kto się zna na sztuce wojennej.
I tak się zastanawiam - choć to może słowo trochę na wyrost - białko się ścina w temperaturze coś ok. 45 stopni powyżej zera, woda zamarza w temp O stopni, a my nic. Takie bestie jesteśmy, że nam mózgownica pracuje albo nie pracuje zupełnie niezależnie od praw fizyki ;)
P.S. Zaczynam marzyć o plaży, a na tej plaży ja, w spódniczce z traw. Już niech mi się zetnie ta mózgownica, a co mi tam!

sobota, 23 stycznia 2010

Może mam dziś gorszy dzień

a może właśnie taki dzień jest lepszy, ale chciałabym nie usłyszeć (nie przeczytać)ani jednego narzekania, ani jednego kłapnięcia dziobem na kogoś tam, ani słowa krytyki lub złośliwości pod adresem innych.
Dopuszczam jedynie zdrowy żart i śmiech z samych siebie... :)

czwartek, 21 stycznia 2010

Mamut to zwierzę wędrowne

i poszedł w pierony. Ale to nie znaczy, że trzeba odpuścić. Polowania na mamuty teraz jest etap 3. W kategorii Absurdalne i offowe został w nim jeden znany mi osobiście blog, niejakiego Czypraka Antoniego.
Jeśli ktoś z Was jeszcze nie zaślinił sobie klawiatury czytając przepisy kulinarne i nie zapluł monitora czytając opowieści koszelewickie, to z całego serduszka Wam polecam. Nie mam czasu się rozpisywać, bo muszę lecieć, ale nie żałujcie paluszków, klawiatury ani tego 1,22 zeta na nowe oponki do traktorka dla Antoniego :)

N.B. Jak każdy blog kulinarny i ten też to wielka ściema, bo jak się człowiek naczyta to i tak potem wołanie "Stoliczku nakryj się!" nic nie pomaga. Trzeba się samemu miotać między monitorem a kuchnią a po drodze jeszcze zakupy. Ale zabawa bezcenna ;)
No i może jak mu - znaczy Antoniemu - wygramy te nowe oponki to nam zrobi jakąś potrawkę z mamuta... albo pieczeń... albo co?
Kod do głosowania jest w blogu Antoniego. No i oczywiście każdy jako jednostka wolna i niezależna głosuje na co chce i jak chce, a jak nie chce, to nie głosuje :) Ja tam nic nie mówię... ale deser... no, sami wiecie.

środa, 20 stycznia 2010

Demotywacja


















Kiedy czuję się ciut znużona pracą i zaczynam kombinować, że już tyle zrobiłam, że może przerwa, że może dość... to znajduję sobie taki wzór do naśladowania i po prostu, jakby mnie ktoś dźgnął ostrogą, znów się zrywam do galopu!
No bo też pragnę być taka ;)

Przepadam za demotywatorami, skąd pochodzi zdjątko, tylko czasem strasznie zżerają czas ;)

wtorek, 19 stycznia 2010

Ciężar gatunkowy

Czy wiecie o co chodzi z tymi blachami? Przytargałam korespondencję, czyli rachunki znalezione w skrzynce. Mogliby czasem włożyć coś przyjemniejszego, swoją drogą, i na trzech kopertach są przyklejone tajemnicze blachy.
To tłumaczy, dlaczego listonosz nie chodzi już z torbą, tylko targa za sobą wózek. Nie rozumiem jednak po kiego obciążają te koperty?
Czy w obawie, że wyfruną z torby listonosza?
Czy ratujemy przemysł hutniczy w Polsce?
Czy to sugestia, żebym została złomiarzem?
Czy całkiem prozaicznie kuzyn któregoś radnego rozkręcił nowy interes z blachą, tak jak kiedyś ten co rozkręcił interes z metalowymi pachołkami w chodnikach (na koszt miasta czyli wiadomo). Potem radny się zmienił, a z nim i kuzyn. Kuzyn kolejnego radnego własną firmą powyrywał tamte niesłuszne pachołki (też na mój koszt), to myślę sobie, że może już jakiś kolejny kuzyn czeka, żeby te produkowane i przyklejane blachy przetopić?
Czy w związku z tym powinnam blachy zbierać? Wyrzucać? Segregować?

Co to za blaszany interes?

Celebryctwo

Przyzwyczailiśmy się do aktorów, którzy nie grają i słusznie, za to śpiewają, tańczą... zamykają się w jakichś dziwnych pokojach, gdzie wykonują czynności ekshibicjonistyczne i takie tam... Każdy wie, o co chodzi.

Obserwuję ostatnio gwałtowną skłonność do celebryctwa ze strony różnych "polityków" dawno trafionych zatopionych. Wypełzają mozolnie na powierzchnię z różnymi rewelacjami, oceniają, stawiają stopnie, sypią asami z rękawa...

Wszyscy BYLI zawsze mają najwięcej do powiedzenia. Na wszystkim się znają, wszystko przewidzieli. Siedzą i kraczą jak ta Pytia. Tylko wtedy, kiedy byli, to jakoś nic nie mówili.

Czekam, kiedy ta przypadłość zostanie wreszcie ogłoszona oficjalnie jako choroba.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Nauka jazdy na nartach w weekend

Jest takich nauk w weekend od groma. W weekend podobno można się nauczyć nie tylko jazdy na nartach, ale też gry w tenisa, w bilard, w badmintona, a nawet można się w weekend nauczyć... małżeństwa. To z książek.
A kursów wszelkiej maści są tysiące. Do wyboru do koloru. Kursy wszystkiego są złotym interesem i ludzie prześcigają się wprost w chęci zdobycia wiedzy. Łatwej wiedzy? I to nie wiedza? Ale taki zapał ładnie by o nas (gatunku) świadczył, gdyby nie...

Po jednym z takich kursów, kursant-hipnotyzer z Londynu przypadkowo wprowadził sam siebie w trans ćwicząc swoje umiejętności przed lustrem. Nie wiem, czy należy ten wyczyn zaliczyć do kategorii mistrzowskiej, czy zakwalifikować do Nagrody Darwina.
Na szczęście znalazła go żona, zadzwoniła do samego guru, a ten, przez telefon wyprowadził jej męża z transu.

Może zorganizujemy jakiś kurs lewitacji albo co?

sobota, 16 stycznia 2010

O, James...

Dopadłam pilota, włączyłam i co zobaczyłam? Faceta w garniturze i pod krawatem, który stał między choinkami z karabinem maszynowym w garści i robił tatatatata do pociągu!
Co ta Manny Penny właściwie widziała w Jamesie?
Ano chyba to, że prawdziwy facet nie boi się śmieszności i nie ma takiej rzeczy, której by nie zrobił, żeby oczarować damę :)

piątek, 15 stycznia 2010

Genialne pomysły

mają to do siebie, że są proste. Prawda? To dlaczego nie wpadamy na te proste pomysły codziennie, tylko czasem musi minąć kilka dni (wersja optymistyczna), tygodni, miesięcy, żeby wykombinować to, co proste i - z perspektywy czasu - oczywiste? W dodatku rzadko nas oświeca ot tak z przenikliwości umysłu, a przeważnie jesteśmy zmuszeni do wysiłku intelektualnego, kiedy już łbem walimy w ścianę.

Przypomina mi to mechanizm uporu, z jakim niektóre panie starają się o względy niektórych panów uchodzących za nieosiągalnych. Nieosiągalnych, ponieważ słynących z częstej zmiany rękawiczek. Ciekawe jest to, że taki facet stanowi po prostu żywe wyzwanie dla pewnego typu kobiet: właśnie zostawił setną? Ale mnie się nie oprze! Ja go ujarzmię!
I nie ma co czekać na przebłysk geniuszu. Na genialny pomysł trzeba zapracować :)

czwartek, 14 stycznia 2010

Prezenty dla babci i dziadka

Wychodząc naprzeciw dylematom wnucząt producenci rzeczy różnych proponują ciekawe prezenty. Np. budzik, który zmienia kolor - wiadomo starsi ludzie wstają wcześniej. Masażer stóp, cokolwiek to znaczy. Jest jednak przedmiotem, żeby nie było wątpliwości. Szkatułki na biżuterię. Któż z nas nie liczy na biżuterię rodową babci? Puzderko porcelanowe. Na tik taki?
Z dziadkiem jest trudniej, ale z jakiejś przyczyny zawsze było trudniej znaleźć oryginalny prezent dla mężczyzny. Dla dziadków proponują masowo portfele. Jasne, czemu nie?
Dlaczego jednak nie seksowną bieliznę, wycieczkę w egzotyczne kraje, szampana z truskawkami? Jak będę babcią, to się nie dam opękać byle masażerem ;)

środa, 13 stycznia 2010

Manna

Jej, jak dziś pięknie. Słońce, prawdziwa zima, trawniki przykryte bielusim śniegiem... widok nie będzie tak cudny jak się ten śnieg roztopi. Nad oknem w kuchni mam dodatkową atrakcję w postaci przecudnej urody gigantycznych sopli. Zamarzł też sąsiadowi z dołu kabel do satelity. Ciekawe, czy przekazuje inne obrazy? ;)
W taki piękny dzień mogłabym nic nie robić. I nie mieć żadnych wyrzutów sumienia.
Do pełni szczęścia oczekiwałabym manny spadającej z nieba. Raczej drobnej manny, nie kokosów ;)

wtorek, 12 stycznia 2010

Magia statystyk

Całkowita liczba ludności Polski podawana obecnie to 38 167 000.

Badanie Research International (prawda, jak poważnie brzmi?), które odbyło się w okresie październik – grudzień ub.r. wyłoniło najpopularniejszych prezenterów TV.
Prowadzone było przez internet na reprezentatywnej próbie - uwaga! - 1320 Polaków.

Nie jestem najlepsza z matematyki, więc sięgnęłam po kalkulator. Wyszło mi. że reprezentatywna próba Polaków to 0,00345848....% narodu :)
No i fajnie. Obawiam się jednak, że podobne statystyki dotyczą zarobków i PKB oraz kilku innych optymistycznych liczb :)

89% użytkowniczek tego rewelacyjnego kremu przeciwzmarszczkowego... żelu przeciw cellulitowi... maści na szczury... potwierdziło skuteczność działania naszego produktu.
A ty?

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Rzeczy ważne i ważniejsze

"Dziennik Polski":Pierwszym eksponatem Muzeum Jana Pawła II na Jasnej Górze będzie papieskie BMW, które dziś przekaże ojcom paulinom kard. Stanisław Dziwisz.

Ciekawe czy stanie obok obrazu Czarnej Madonny, czy w specjalnie wyświęconym garażu?
Zazwyczaj w muzeach znajdują się eksponaty cenne dla rozwoju myśli, kultury, cywilizacji, w tym sztuki i techniki. Zastanawiam się, do jakiej kategorii przedmiotów cennych zalicza się takie BMW? Chyba, że chodzi o symbol ubóstwa, bo faktycznie przy niektórych modelach to po prostu bida z nędzą.

Wielka Orkiestra zebrała w jeden dzień 36 milionów dla dzieci chorych na raka. Gdybym ja głosiła umiłowanie bliźniego, to bym przynajmniej tę Beemwicę przekazała na przykład na taki zbożny cel, zamiast ją wstawiać do jakiejś kaplicy i wmawiać ludziom, że mają się do niej modlić. A nie mam cienia wątpliwości, że pielgrzymujące na Jasną Górę tłumy wiernych będą padać na kolana przed samochodem.

Jestem pewna, że kilku księży rzuciło prywatnie jakiś datek do puszek Orkiestry, ale jeszcze nie słyszałam, odkąd ta inicjatywa działa i jakżeż skutecznie, żeby Kościół choć raz ją poparł. Choćby słowem, jeśli nie jakimś darem. Wiadomo obejdzie się, ale byłby to ładny gest i jakby logiczny zważywszy na głoszoną ideologię. Przeciwnie była nagonka jak co roku. Jednego oszołoma? Nie szkodzi, w końcu to przedstawiciel i to nie byle jaki tej szacownej instytucji.

Od dziecka jestem przyzwyczajona do widoku kościołów w Polsce. Co miasteczko, co wioska to kościół. Albo dwa. Co dzielnica to kilka kościołów. Ale dopiero podróże choćby po innych krajach Europy i zdziwienie obcokrajowców przyjeżdżających do nas zwróciło moją uwagę na to, że jesteśmy krajem kościołów o gigantycznych wprost rozmiarach, śmiało można powiedzieć, że największych w Europie. Zdecydowanie bijemy rekordy pod względem ilości i wielkości.
Tylko czasami trafi się jakaś plebania 2 razy większa od ubożuchnego domu bożego.
A Orkiestra gra.

niedziela, 10 stycznia 2010

Gest

Sport kocham najbardziej chyba dlatego, że uważam go za tę dziedzinę życia, w której obowiązują absolutnie czyste zasady, żeby nie powiedzieć stare, dobre jaskiniowe :)
W sporcie wyczynowym, zawodowym sportowcy startują po to, żeby wygrać. O to w tym chodzi, to rywalizacja, walka, pokonywanie własnych słabości, wykorzystanie słabości przeciwnika, osiąganie coraz lepszych wyników dla zwycięstwa.
Czy tylko ono się liczy? Pewnie, że nie. Ale świat kocha zwycięzców, a rasowy sportowiec kocha zwyciężać.

"Piątkowy najdłuższy odcinek specjalny w tegorocznym Dakarze liczył aż 600 kilometrów, a cały etap z Iquique do Antofagasty miał ich aż 641. Bohaterską postawą wykazał się motocyklista Orlen Team Jakub Przygoński, który oddał swoje części Chilijczykowi Francisco Lopezowi. Sam został bez kluczy, ale dojechał do mety na dobrym 11. miejscu. Wcześniej zatrzymał się jeszcze przy Czechu Ivanie Jakesie, który miał upadek."

Uważam, że użycie słowa "bohaterska postawa" jest nadużyciem semantycznym (niestety wielu dziennikarzy zwłaszcza sportowych w zapale twórczym ma do niej skłonność), ale to niewątpliwie postawa sportowa, szlachetna świadcząca o klasie zawodnika i szacunku dla kolegi ... oraz o ludzkich odruchach.

W konfrontacji dwóch zawodników wiadomo, że jeden skończy jako zwycięzca a drugi jako przegrany. Gdy po boisku biegają np. dwie drużyny piłkarskie, też nie ma zmiłuj. Jeśli zawodnikowi piłka "ucieknie", to zawodnik drużyny przeciwnej nie poda mu jej usłużnie. Kibice zjedliby go żywcem i słusznie. Ale jest w sporcie mnóstwo okazji do zachowań ... no właśnie... innych, lepszych, chciałoby się powiedzieć ludzkich.

W sporcie wyjątkowo rzuca się w oczy "zachowanie sportowe" i "zachowanie niesportowe".
Zastanawiam się, czy wielbiciele sportu nie szukają w nim czasem tego, czego zaczyna coraz bardziej brakować w codziennych zapasach z życiem?

P.S. Jest do kupienia bramkarz Manchesteru, Ben Foster (nie mylić z aktorem o tym samym nazwisku). Całkiem całkiem... Ktoś jest chętny? :)

piątek, 8 stycznia 2010

Mistrzowie ciętej riposty

Kiedyś miałam za złe Stanisławowi Lemowi, że się pogardliwie wyraził o internautach wkładając wszystkich do jednego wora stwierdzeniem: Nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie zajrzałem do internetu.
Jednak ilekroć zaglądam do Onetu - zwłaszcza do komentarzy - przekonuję się, że trudno się z tą opinią nie zgodzić. Albo Onet i jego komentatorzy to jakaś szczególna kategoria ludzi albo... nie wiem, czym to wytłumaczyć. Nudą na etacie?

Właściwie tekst, którzy mistrzowie komentują nie ma najmniejszego znaczenia. Rzucają się jak leci na zasadzie psa Pawłowa: jak polityka to zwolennicy PO kontra PIS, odwrotnie, plus antykomuniści i przeróżne dziwadła. Emigranci i kontra-emigranci.
Na to fanatyczni katolicy wrzeszczą, że to wszystko wina ateistów i innych niewiernych przeklętych. Wina dotyczy, braku mleka, złej pogody, afer gospodarczych, niepłodności krów...nieważne.
Cokolwiek się dzieje w Warszawie natychmiast pojawiają się dwa obozy: tych "prawdziwych" mieszkańców Warszawy kontra element napływowy zwany wiochą. Jak się to czyta trudno się oprzeć wrażeniu, że skądkolwiek pochodzą są po prostu idiotami.

A wydawałoby się, że dano ludziom rewelacyjne wprost narzędzie do wymiany myśli. Jednak bez ostatniej szarej komórki się nie obędzie.

czwartek, 7 stycznia 2010

Szukam żony

Tak naprawdę to już dawno wpadłam na ten pomysł. Wiadomo nie od dziś, że żona to całkiem niegłupia instytucja, choć niektórzy twierdzą, że finansowo się nie bardzo opłaca. W finansach akurat nie jestem najmocniejsza, więc mogę sobie patrzeć na sprawę z innej, znacznie wygodniejszej, strony.
Jako kobieta-mąż czułabym się rewelacyjnie, jak sądzę. Miałabym podane do stołu, uprane, posprzątane, uprasowane (z rzeczy do prasowania zostały mi już tylko 2 białe bluzeczki koszulowe i 2 koszule syna; reszta rzeczy nie wymaga prasowania). Czyli odpadłyby z mojego życia czynności bezsensownie zżerające czas.
Ja zaś poświęciłabym się całkowicie na rzecz pracy, sportu, odpoczynku i nadrobiłabym może wreszcie zaległości towarzyskie.
Myślę, że fundamentalistyczne podejście części przedstawicielek płci pięknej, nie zagraża mi szczególnie, bo jako nie-samiec, przynajmniej na pierwszy rzut oka, jakoś bym się uchowała od kastracji i unicestwienia.
Przynajmniej do czasu :)

wtorek, 5 stycznia 2010

Ekonomia socjalizmu

Wspomniałam niedawno z łezką w oku na znajomym blogu, że za moich studenckich czasów, to się zdawało ekonomię kapitalizmu i socjalizmu oddzielnie. Wspomniałam jako kuriozum, ale teraz wiem, że podział na różne ekonomie - do wyboru, do koloru - ma sens i da się jak najbardziej wykorzystać w praktyce.

Polska podobno przoduje (tak też się kiedyś mawiało) w wydawaniu pieniędzy unijnych. W tym wydawaniu wykazujemy się niebywałą inicjatywą jak ta:

Rolnicy z Warmii i Mazur mogą się szkolić z fryzjerstwa i stylizacji paznokci, żeby przestać być rolnikami. Kursy, na które trwa obecnie nabór, finansuje unijny Europejski Fundusz Społeczny. Szkolenie ma przejść aż 32 rolników na czterech kursach, co niewątpliwie podniesie poziom życia w warmińsko-mazurskim. A jeśli nie poziom życia, to przynajmniej będziemy widzieć samych zadbanych rolników i rolniczki (?).

"Chodzi o to, by dzięki nauce fryzjerstwa i pielęgnacji paznokci rolnicy mogli odejść z rolnictwa, podjąć pracę bądź rozpocząć działalność gospodarczą. Szkolenie z fryzjerstwa obejmować będzie strzyżenie damskie i męskie, koloryzację, trwałą ondulację, upinanie i modelowanie fryzur. Zaś zajęcia ze stylizacji paznokci mają objąć zagadnienia z zakresu pielęgnacji dłoni i paznokci, manicure, metod przedłużania paznokci za pomocą żelu i akrylu oraz ich zdobienia." Tak wyjaśniła ideę kursu pani z biura projektów unijnych.
Oczywiście żaden szanujący się mieszkaniec Warmii i Mazur nie wyjdzie z domu w pole, do lasu ani do innej pracy bez trwałej, przyciętych i wymodelowanych włosów oraz przedłużonych akrylowych paznokci. W tamtym regionie to podstawa.

A ja głupia tyle wtedy kułam przed tą ekonomią socjalizmu. Ale zdałam za pierwszym podejściem, Obawiam się że nie ja jedna.

niedziela, 3 stycznia 2010

Drodzy słuchacze i słuchawki

Efektem ubocznym poprawności politycznej jest komizm, widoczny dla wszystkich z wyjątkiem samych wybitnie poprawnych. Nie tak dawno temu wpadła mi w oko w jakimś programie dla kobiet, pani w mundurku MZK przedstawiona telewidzkom jako motornicza, albo jak kto woli motorowa.
Podobno najbardziej złośliwi wobec kobiet są projektanci mody i chirurdzy plastyczni, którzy robią majątek na kobiecej próżności, braku pewności siebie i wielu innych słabościach. Mam na ten temat własną teorię: najbardziej złośliwi są wobec kobiet superpoprawni obu płci.
Te dziwne zabiegi językowe przypominają mi dowcip śląski o tym jak Ludwik, Gustlik i Hubert wybierali się do Francji i wiedząc o tym, że Francuzi mają generalnie kłopoty z wymawianiem obcych imion, przyzwyczajali się do nowych, brzmiących z francuska:
- Na ciebie, Ludwik będą wołali Louis (fonet. Lui)
- Na ciebie Gustik będą mówili Guy (fonet. Gui)
A na to Hubert:
- Jo tam ni jade.

piątek, 1 stycznia 2010

Sezon na horoskopy

Trach i stare się skończyło. Ba! Nie tak prosto :) Ale skoro ludzie się umówili, że właśnie dziś jest pierwszy dzień nowego roku, niech i tak będzie. Jak co roku mieszkańcy Brazylii mają fajniej. Spróbowaliby tańczyć w tych piórach na mrozie. Ale nic to, obejdę sobie jeszcze chiński Nowy Rok, a w ogóle to postuluję (już od dawna, ale czemuś nikt mnie nie słucha) przeniesienie Sylwestra na Kupałę. Wtedy można sobie pohasać, noc ciepła i w ogóle jest fajniej.

Tymczasem sypnęły się horoskopy na 2010. Pojęcia nie mam, jak układ gwiazd na niewielkim fragmencie nieba miałby wpływać na wydarzenia polityczne albo na życie osobiste, ale zabawa jest stara jak świat. Gdyby była w tym choć część prawdy, przynajmniej możnaby się pozakładać w różnych zakładach bukmacherskich (jeszcze nam wolno?) i byłaby zabawa. Dopiero by się okazało kto jest dobrym astrologiem, a kto niekoniecznie.
Osobiście z przyjemnością uwierzę w to, że wygram fortunę, że mój książę będzie gorący, kochający i wierny, że odniosę wyłącznie sukcesy w życiu prywatnym i zawodowym ... oraz inne takie przyjemne. I tego się trzymajmy! To mój horoskop dla Was. Ci, którym z różnych przyczyn osobistych nie bardzo zależy na kontaktach z księciem, są proszeni o wybranie opcji "królewna" :)