Jest takich nauk w weekend od groma. W weekend podobno można się nauczyć nie tylko jazdy na nartach, ale też gry w tenisa, w bilard, w badmintona, a nawet można się w weekend nauczyć... małżeństwa. To z książek.
A kursów wszelkiej maści są tysiące. Do wyboru do koloru. Kursy wszystkiego są złotym interesem i ludzie prześcigają się wprost w chęci zdobycia wiedzy. Łatwej wiedzy? I to nie wiedza? Ale taki zapał ładnie by o nas (gatunku) świadczył, gdyby nie...
Po jednym z takich kursów, kursant-hipnotyzer z Londynu przypadkowo wprowadził sam siebie w trans ćwicząc swoje umiejętności przed lustrem. Nie wiem, czy należy ten wyczyn zaliczyć do kategorii mistrzowskiej, czy zakwalifikować do Nagrody Darwina.
Na szczęście znalazła go żona, zadzwoniła do samego guru, a ten, przez telefon wyprowadził jej męża z transu.
Może zorganizujemy jakiś kurs lewitacji albo co?
W weekend to się można jedynie nauczyć zakładać czapkę na bakier. Ewentualnie siedzieć jak na tureckim kazaniu. Albo kilka innych niezbędnych do życia rzeczy :)
OdpowiedzUsuń...hahah :)...bardzo mnie rozsmieszyl ten hipnotyzer:))...wogole sobie wyobrazilam, ze stojac przed lustrem i wmawaiajc sobie rozne rzeczy mozna by toalnie zmienic siebie:)...weekendowo oczywiscie!
OdpowiedzUsuń...lustereczko powiedz przecie....:)
Słyszałem o weekendowych kursach uwodzenia kobiet, rzecz całkiem popularna w USA ;)
OdpowiedzUsuńNo, dwa dni słuchania i potem każda kobieta jest moja :)
OdpowiedzUsuńNie każda, tylko te nieliczne trudne przypadki ;)
OdpowiedzUsuńTo one też przechodzą kursy weekendowe: jak być łatwiejszą?
OdpowiedzUsuńJasne, tam się je uczy odróżniać rzeczywistość od aspiracji ;)
OdpowiedzUsuńMam książkę babci Moniki z 1923 roku, pt. "Hypnoza albo mesmeryzm". Tam są fajne kawałki i o autohypnozie tyż jest.
OdpowiedzUsuńMogę polecić kurs, w sumie to cos poważniejszego, ale zajęcia są przednie - psychoterapia. Po tym można rozgryźć wielu ludzi ;)).
OdpowiedzUsuńA ja lubie pochrupać... orzeszki czy cuś a psycho sobie daruje. Hipnotyzer w weekend...hahaha no ubawiłam się. Widać w drugi weekend miało być dopiero jak się z transu wyprowadzić:))))
OdpowiedzUsuńMoże gość nie planował kursu dla zaawansowanych?
OdpowiedzUsuńA może ten niedoszły hipnotyzer się spóźnił na zajęcia, albo zgubił zeszyt, albo w czasie kiedy mówili o wybudzaniu się to poszedł do WC?
OdpowiedzUsuńA ja widziałam kurs - angielski w miesiąc! Kurna chata! To ja ostatnie 30 lat poświęciłam na studiowanie parszywca, którego inni uczą się w cztery tygodnie? Zostało 50 weekendów - warto coś z tym zrobić!
Ja już się pogodziłam z tym, że ci zdolni to w miesiąc robią to, co inni w kilka lat :)
OdpowiedzUsuńkurs lewitacji powiadasz? no dobrze, a zatem na początek złapmy się za ręce... :) odlecimy, a potem na chmurkach dosięgniemy innych lewitujących, którzy nauczyli sie lewitować, ale zapomnieli nauczyć się wracać :D
OdpowiedzUsuńKursy maści wszelakiej mają to do siebie, że niestety muszą być podparte pawdziwą wiedzą kursanta i pewnym zdrowym dystansem do wszelkiej maści guru :)
OdpowiedzUsuńNa desce nie jeździ się może prosto jednak kiedy złapiemy podstawy to satysfakcja jest niesamowita. Podstawy złapałem dwa lata temu na zimowisku https://www.naferie.pl/ i już teraz radzę sobie całkiem przyzwoicie.
OdpowiedzUsuń