Praca ma tę zaletę, że jak jest jej dużo, to się człowiek nie ma czasu zajmować duperelami. Np czytaniem informacji (ze szczegółami i komentarzami) w serwisach informacyjnych, co tylko wychodzi na zdrowie. Od razu cera piękniejsza, a nerwy spokojne.
W zestawieniu z zalewem zwykłego, pospolitego chamstwa serwowanego każdego dnia przez tzw polityków oraz komentatorów internetowych, wręcz kosmicznie wyglądają dywagacje w niedzielnym wydaniu informacji na temat jak powinien się zachować człowiek z wyższych sfer ze szczególnym uwzględnieniem biznesmena. Ze zdjęciami poglądowymi, żeby ów człowiek zrozumiał, co się do niego mówi.
W dzisiejszym serwisie onetowego savoir-vivre'u mamy artykulik o grzechach biznesmenów (dlaczego tylko biznesmenów?) podczas przyjęć. I jest jak zwykle: nie rzucaj się na żarcie, nie żryj na brudnym talerzyku, nie rozmawiaj z pełną gębą, bo możesz kogoś opluć, zostaw ten kieliszek, kiedy trzymasz talerz, nie trzymaj kieliszka w prawej ręce... tu mnie mnie zatkało. Ale wyjaśnili:
"Kieliszek w prawej ręce powoduje, że nasza ręka staje się zimna i wilgotna. Jeśli podamy ją do uścisku, pozostawimy po sobie niemiłe wrażenie. Co innego przy stole, gdzie kieliszki są ustawione po prawej stronie - chwytamy je prawą ręką, jednak podczas posiłku na stojąco kieliszki trzymamy w lewej dłoni."
Jest jeszcze jedna rzecz niedozwolona:
"Trzymanie kieliszka za czaszę (brzmi jak horror, więc mnie zaintrygowało).
To powoduje zmianę temperatury wina, ponieważ ogrzewamy je w ten sposób ciepłem własnej dłoni. Poza tym to źle wygląda – na szkle zostawiamy odciski palców, które z pewnością przyciągną uwagę naszych rozmówców i nie zostawią pozytywnego wrażenia. Znacznie lepiej jest trzymać kieliszek z winem lub wodą zawsze za nóżkę. "
Nie zostawiajmy odcisków palców. Nigdy nie wiadomo, co się na takim przyjęciu wydarzy. Zwłaszcza jeśli rozmówca jest skupiony na oglądaniu kieliszków.
Ech, nie jest łatwo być elitą, tyle ważnych rzeczy trzeba zapamiętać. Przede wszystkim te kieliszki mam oglądać, nie ludzi a kieliszki, wypatrywać śladów... za nóżkę trzymać... matko! a widelec, w której dłoni? talerz, widelec, kieliszek...
Już szykuję moje trampki, które się robią coraz bardziej designerskie. Pora je wyprowadzić na salony!
za czaszę tylko koniak /czy inne brandy/... chodzi o ogrzanie dłonią zawartości i wydobycie bukietu...
OdpowiedzUsuńWrzucaj glany, idziemy na przyjęcie :)
OdpowiedzUsuńMam i glany i trampki i problem też mam, bo zaś nie wiem, co wybrać. ;)
OdpowiedzUsuńA z winem to nie byle jaki wymysł, szkło+ temperatura+utlenienie= lepszy smak. ;)
Głównie mną wstrząsnęły te odciski palców no i nagłe odkrycie, że rozmówca gapi się na mój kieliszek, a nie na mnie :)))
OdpowiedzUsuńBywałam na takich oficjalnych imprezach i w praktyce wygląda to tak, że wszyscy rzucają się na czerwone wino, jak gdyby nigdy takiego na oczy nie widzieli. Etykieta tłucze się gdzieś tam z tyłu głowy, nakazuje rozwagę i zaczynanie od trunku białego, tak jak być powinno, ale że znakomita większość ludzi preferuje czerwone, to w praktyce jest zupełnie inaczej. ;)
OdpowiedzUsuńLudzie bacznie się obserwują, rzeczywiście lustrują kieliszki współtowarzyszy, ale raczej w obawie, że nie zdążą osuszyć swojego i nie załapią się na "dolewkę". ;)
A wszystkiemu towarzyszą nerwowe uśmiechy i rozbiegane oczka. ;)
Samo życie jaśniepaństwa:))) ale ci, którzy zaczynają od czerwonego mają rację, albowiem jak mawiają starożytni Francuzi:
OdpowiedzUsuń"Rouge apres blanc, tout fout le camp, blanc apres rouge, rien ne bouge"
znaczy się, kiedy pijemy czerwone po białym, możemy się pożegnać z zawartością żołądka, odwrotnie gra ;)
Nauczona błędami z młodości nie mieszam, zresztą w ogóle alkohol używam w ilościach śladowych tak mi się jakoś porobiło...
Wolę inne przyjemności :)
A o serwetkach, o dlubaniu w zebach wzglednie swedzacym uchu nie bylo ani slowa??
OdpowiedzUsuńEee taka mi tam etykieta pff ;))
za nóżkę, nie za czaszę. zapamiętam:)
OdpowiedzUsuńMoja teoria fotografii zasadza się właśnie na tym, że im mniej ktoś fotogeniczny tym bardziej ;)
Hehehe, rzeczywiście ileż nerwów człowiek może sobie przysporzyć przez takie savoir vivre'owe komentarze ;-P ja nie mam glanów, ani trampek, ale chętnie się dołączę do trupy przyjęciowej ;-)
OdpowiedzUsuń;) kochana ;) Ty wiesz ile byś dostała za te trampki? Zależy oczywiście jaka marka... ;D
OdpowiedzUsuńA z tym kieliszkiem w prawej dłoni to bardzo ciekawe... :) Biedni ci biznesmeni... ;)
w tą pogodę laczki... styka... i co najwyżej gingers, mocno schłodzony... podobno na te upały najlepsze whisky... kwestia garbników w tym zawarta ponoć... tylko że ja nie cierpię whisky... a w ogóle, to nie ma ćpania... jedziemy na rowery i na loda /ups?/ w międzyczasie... potem się napijemy wody... po prostu :))...
OdpowiedzUsuńJestem zwarta i gotowa , a moje trampki jak najbardziej też ;))))) I nawet nie zostawimy odcisku trampkowego na kieliszku , pełna kultura trampkowo - biznesowa ;)))))
OdpowiedzUsuńdobrze, że nic nie ma o szmince na nóżce..
OdpowiedzUsuńJak wieść gminna niesie szminka na nóżce to etykieta obowiązująca podczas wyjazdów integracyjnych :)))
OdpowiedzUsuńto co ? kasujemy się na trampki? kogo bardziej designerskie :)
OdpowiedzUsuńno jak Tolek Banan..."w dziurawych kamaszach szedł"
OdpowiedzUsuńA jeszcze jak się połączy pracę z upałem to już w ogóle! Totalna zlewka na wiadomości. Gorzej, że to skutkuje cera niezbyt promienną:D
OdpowiedzUsuńTo poczekajcie na mnie i moje trampki :):):) Jak ja chciałam być kiedyś Tolkiem Bananem , tylko płeć nie ta :):):):)
OdpowiedzUsuńEwo P ;) ja się poświęciłam - usuwałam pestki z winogron ;p i nic to nie dało... ;) ale smak polecam! Może jakoś da się niedogodności usunąć... bardziej doświadczonym :)
OdpowiedzUsuńCo to za biznesmeny, że nie wiedzą podstaw. Albo inaczej - też bym mogła być biznesmenem gdyby tylko o zachowanie się chodziło
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że w biznesie najważniejsze to wiedzieć, jak się najeść i napić ;)
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do wyjść w giciarskich trampkach. Mam takie z dziurami w podeszwach. Nie raz byłam w nich na służbowych wernisażach. Widok lekko skonsternowaych przedstawicieli elity - bezcenny. ;-)
OdpowiedzUsuńmnie się chyba by pomyliło, dlatego na imprezach biznesowych lepiej w ogóle nie pić wina... bo później to ja tylko butelkę w ręce trzymam i z gwinta a to chyba niepoprawne...
OdpowiedzUsuńa na domówkach to nie jeden raz się ze szklanki wino piło, albo z plastikowych kubków...
zresztą ten kto zwraca na to uwagę to chyba też nie pamięta o podstawowej zasadzie etykiety: nie gap się na innych!!
:)
haha:) Etykieta. Przez kilka godzin, a potem jak się już biznesmeny pochleją, to dłubią w zębach, wkładają wskazujący palec do ucha - bo swędzi, bekają i plotą o dupie (dupach) nerwowo rozglądając się z którą wyjść.
OdpowiedzUsuńŚciągają obrączki. Haftują w toaletach. Są wulgarni.
Takie mam wspomnienia z imprez biznesowych. I żeby sprawa była jasna nie były to imprezy w tzw (nie obrażając nikogo) Koziej Wólce.
Przetrwać taką imprezę to prawdziwy survival ;)
OdpowiedzUsuńPorównałam; ale jakoś wolę prawdziwe życie, ognisko i dżinsy. Pozdrawiam Twoje trampki. Też mam czerwone ;)
OdpowiedzUsuńDawaj pfeifer lecimy się kłócić:):):)z takimi temperamentami Wawa klapnie na siedzenie......w sandałach:):):)
OdpowiedzUsuńW takich trampkach na salonach nie trzeba się przejmować kieliszkiem, widelcem itp. wszyscy będą patrzeć na nie:)
OdpowiedzUsuń