piątek, 5 lutego 2010

Szaleństwa miłości

Zakochanie to stan nieomal chorobowy, ta wiedza jest powszechnie dostępna dla każdego, kto choć raz przeżył wgapianie się cielęcymi oczami w obiekt własnej namiętności. W takim stanie - ewidentnego rozciaplania umysłowego - człowiek czyni rzeczy tyleż wielkie co dziwne i głupie. No i jest skłonny do najwyższych poświęceń ;)

Piękny ci on był jak marzenie i egzotyczny niezwykle, a przybył z dalekiej Brazylii studiować w Warszawie medycynę. Oczka wielgachne i czarne, włosy lśniące do ramion, skóra lekko oliwkowa... no jak młody bóg albo mustang jaki dziki (w galopie ma się rozumieć ;). Mówił językiem portugalskim nie całkiem zrozumiałym dla Portugalczyka, ale za to zdecydowanie miękko brzmiącym. Portugalskiego nie znałam ni w ząb, bo miałam akurat lektorat z hiszpańskiego ale to była najmniejsza z przeszkód. Jak człowiek chce to rozumie. Egzotyczny kolega umysł miał bystry niezwykle i bardzo był zainteresowany wymianą kulturową ze starym kontynentem (to nie jest przenośnia, bo ja wtedy byłam na studiach, więc bez takich mi tu proszę). Nie był wszak egoistą i wymieniać się chciał w obie strony. Opowiadał więc o indiańskich przodkach próbując jednocześnie wpoić mi elementy religii animistycznej, umiejętność gry w piłkę nożną, capoeiry i samby. No i żebym z sił nie opadła podczas poznawania tego barwnego świata postanowił mnie podtrzymać narodowym napojem bezalkoholowym powszechnie pijanym w całej Południowej Ameryce.
Dostałam do garści połowę skorupy ze słomką - ja, amatorka prawdziwej herbaty i kawy - i patrząc w te cudne oczy pociągnęłam łyk. Ludzie, w życiu nie piłam nic bardziej obrzydliwego niż yerba mate!
Kumplowaliśmy się do końca studiów, ale więcej już tego świństwa nie przełknęłam :)

A teraz Wy! jak na spowiedzi, proszę: największe wariactwo w stanie zakochania?
Zanim nas zaleją kampanią reklamową z okazji Walentynek, brr ;)

27 komentarzy:

  1. Wyszłam za mąż w wieku lat 20.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. jerba mate to jest coś, co uwielbiam i mogłabym sączyć, jak Cejrowski, z uporem maniaka i recydywisty:)jest taka jedna czajownia po czeskiej stronie pięknego Cieszyna, gdzie serwują ten napój bogów w niemal mistycznej atmosferze. z miłości do jerba mate (i kawy) nie popełniałam jednak żadnych wariactw. ogólnie nudna jestem straszliwie;)
    PS. jakiś obieg myśli we wszechświecie? u mnie notka o uzależnieniu od kawy;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja podobnie jak Czarny Pieprz, wyszlam za maz w wieku 20 lat, ale jeszcze wczesniej ucieklam z domu:))Potem mi przeszlo zakochanie, a potem znow bylam zakochana. Dzizas, bo ja jakas wiecznie zakochana, tylko obiekty sie zmienialy:)) I kazde zakochanie laczylo sie z jakims wariactwem, bo wariatka to ja tez jestem i owszem, owszem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja w wielu nasto... byłam wyjątkowo kochliwa. Kiedy zakochałam się w "hiphopowcu" składałam rymowane teksty. Kiedy obiektem westchnień był kolega co miał zespół metalowy, ku przerażeniu mamy chodziłam w żałobie i malowałam paznokcie na czarno... Często miłości i style muzyki zmieniałam. Teraz największe szaleństwo popełniam: mam faceta co śpiewać ni umie i grać nie umie i słuch nie ma. I dobrze mi z tym/ i nim. :))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Wysłałam facetowi w paczce mrożone pyzy... w lipcu;)

    OdpowiedzUsuń
  7. uuuuu

    zrobiłam tyle dziwnych rzeczy... ech

    OdpowiedzUsuń
  8. Szaleje to ja cały czas:):)Czasem aż za gwałtwonie...
    Kiedys uwierzyłem że mężatka dla mnie przestanie byc mężatką, co było zresztą jej pomysłem..:)
    Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to że byłem głupi...:):)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nivejka mi przypomniala, mojemu drugiemu mezowi na urodziny z milosci wielkiej podarowalam cegle:))

    OdpowiedzUsuń
  10. Co z nią zrobił? :D Wybił wystawę u jubilera? :))

    OdpowiedzUsuń
  11. tamiranie! Ja też raz tak uwierzyłam... ale oczywiście żonatemu... też uznaję to za swoją głupotę... ale młoda byłam ;p młodsza znaczy się :)
    Ja w zasadzie małoszalona jestem... kiedyś tylko w śmieciach grzebałam, aby coś dla Niego z nich wydobyć... bo uprzednio sama wyrzuciłam... śmieję się z tego teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja na pierwszej randce dałam się zaciągnąć do... kościoła;) Na drugiej z kolei się byłam oświadczyłam- na klęczkach!!!
    No to teraz mam za swoje...
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. No trochę tych głupawek mialam w swoim zyciu przynajmniej jest co wspominac i z czego sie pośmiać.
    Miłość gorsza niz sraczka mawiała moja babcia :)

    Hope

    OdpowiedzUsuń
  14. podobno wyniki badania EEG mózgu osoby zakchanej i osoby psychopatycznej, są identyczne, wiec ... reszta niech zostanie milczeniem ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. wygrałem kolonijny bieg na 400 m na oczach wymarzonej, po czym, tuż za metą, dostałem z wysiłku torsji

    OdpowiedzUsuń
  16. Za malo dostepnych znakow na komcia zeby wszystko opisac:) ale 2 przyklady moge dac: 1/ zakochanie przez czata i "chodzenie" na odleglosc...650 km (pociagiem 15 godz.!), 2/ zakochanie w biznesłoman-feministce (ja!). O tym najwiekszym szalenstwie publicznie moze za jakis czas, ale jeszcze nie teraz ;P pozdrowienia od J.;)

    OdpowiedzUsuń
  17. dwie godziny na piechotę w mrozie o 4 rano by tylko lub aż pomóc jej zejść ze schodów (ból pleców)...czy to poświęcenie?...chyba przyjemność...

    OdpowiedzUsuń
  18. Widze, ze powinnam te cegle wyjasnic:)) Wiec, owczesny robil wtedy za narzeczonego i ciagle mu sie marzylo budowanie domu. A ze ja jestem przeciwna posiadaniu wszelkich nieruchomosci to na urodziny dostal cegle, ktora to cegla mial sobie wybic z glowy budowe. Podzialalo:))

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale mi głupio , bom ja szalona w każdej dziedzinie życia , ino nie w miłości :):):):)Może tylko jak byłam nastolatką to wyprosiłam u rodziców motor , bo chłopak w którym się podkochiwałam miał . Jak dostałam to szybko o chłopaku zapomniałam , bo mój dwuśladowiec okazał się większą miłością :):):):)

    OdpowiedzUsuń
  20. Eeee, chyba mimo szaleństw jako wyrośliśmy na ludzi :D z grubsza ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Wszystkich moim głupot nie jestem w stanie opowiedzieć... Oj, było ich sporo!

    OdpowiedzUsuń
  22. Z grubsza magento! :) właśnie :):):)

    OdpowiedzUsuń
  23. Przeczytałam: kopulowaliśmy do końca studiów... :D

    yerba mate smakuje jak trawa, a fuj ;)

    a szaleństwa... Tańce na środku ulicy (ale zwracam uwagę na niewchodzenie pod samochody;) , gotowanie polubiłam i się w nie wkręciłam, i daję zwariowane prezenty hand made, zawsze dopasowane do sytuacji ;) z resztą, lista jest otwarta, zakochanie trwa ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak postanowię prowadzić skandalizujący dziennik to Was wszystkich zawiadomię, żeby każdy mógł tam dopisywać własne fantazje albo wyczyna, to już po uważaniu :D

    OdpowiedzUsuń
  25. w zasadzie popełniam same szaleństwa.W momencie gdy mam zamiar powagą zionąć ,wychodzą jedynie komplikacje.

    OdpowiedzUsuń
  26. Największym szaleństwem z miłości było nie przyjęcie oświadczyn . Wiadomo ... jak bym przyjeła to musiałabym go po roku w skarpetkach tylko zostawić ;)))) Tak się poswięciłam z tej miłości ;)))

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie wiem czy to było największe, ale... Dałam się namówić na stopa po Francji, 1,5 m-ca z nieomal garścią drobnych w kieszeni. Do dziś się zastanawiam kto był bardziej szalony ja czy moja mama, że się na to zgodziła :)) Głodno, ale na pewno nie chłodno (to chyba było lato stulecia). Co by nie mówić przygoda życia:))

    OdpowiedzUsuń