poniedziałek, 22 lutego 2010

Ci, którzy przetrwali

Zastanawialiście się kiedyś, jakim cudem udało nam się dotrwać po dziś dzień? Nie znam osoby, która by nie wyczyniała wszystkich możliwych głupot jako dorastające szczenię i nie przeżyła mrożących krew w żyłach przygód, przy czym próbowanie jak smakuje piasek i leśne jagódki niekoniecznie jadalne, to po prostu klasyk.

Moją pasją w dzieciństwie było łażenie po drzewach, ale nabyłam tak małpiej zręczności, że poprzestałam na drobnych zadrapaniach i porwanych ubrankach. Mogłabym się zmierzyć z samym Tarzanem.

Za to gorzej było z jazdą na rowerze. Kiedy już opanowałam tę sztukę i nikt nie gonił za mną z kijkiem, uwielbiałam najwyraźniej rowerowe crossy i jeździłam po miejscach nieprzeznaczonych do jazdy. Jeżdżąc np między sznurkami z bielizną u babci, powiesiłam się kiedyś prawie skutecznie. W każdym razie wlokłam za sobą, na szczęście niedokładnie uwiązany sosny sznurek i bieliznę na nim wiszącą, z piekielnym rzężeniem. Krwawą pręgę na szyi nosiłam czas jakiś, a nieco później dołączyła do niej noga podziurawiona drutem kolczastym. Druty były stare, pordzewiałe, ale wbiły się mocno. I co? I nic. Zagoiło się jak na psie.

Pies też mi się wgryzł w nogę. Pekińczyk, małe złośliwe bydlę. Rzuciło się z półpiętra, wbiło kły w udo i opadło z kawałkiem mojej nogi w paszczy. Psa odgoniłam, nogę przylepiłam i nic.

Jakoś Matka Natura dba o nas, żebyśmy mimo wielu wysiłków nie skończyli wszyscy we wczesnym dzieciństwie jako zdobywcy Nagrody Darwina. Organizm ludzki to niebywała maszyna, sprawna i odporna jak licho. Czasem wyobraźnia nie nadąża, ale jak tak spojrzeć wstecz to się człowiek puka palcem w czoło i nadziwić nie może... że taki bystry :)

38 komentarzy:

  1. Matka Natura przewidziała, że ludzkie szczenie jest tak głupie, że się to nawet fizjologom nie śniło, dlatego im człek młodszy tym ma organizm bardziej wytrzymały. Gorsza sprawa, że coponiektórzy nie wyrastają z głupoty i corpus delicti już nie ten a we łbie wcale nie lepiej, ale tacy z kolei eliminują się sami więc równowaga w przyrodzie jest zachowana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nosz kurczę te pekińczyki to dziwne psy , bo mnie też taka mała wredna , szczekająca głupota ciachneła :):):):)
    Moja mama w pewnym momencie przestała mnie ostrzegać . Doszła do wniosku , że kiedy mówi : nie idź , nie rób , nie wolno to tak jakby mnie namawiała do zrobienia tego :):)Raz się mamy nie posłuchałam i wylądowałam w bagnie . Wyciągneli mnie , ale już tak podduszoną , że trzeba było helikopterem do szpitala transportować . Miałam dużo szczęścia , ale na bagno wróciłam i chodzę po bagnach do dzisiaj :):):)Nauczyłam się po prostu po nich poruszać . Mam za sobą tonięcia i upadek z drugiego piętra :):):) Czy mnie to czegoś nauczyło ? Chyba tylko pokonywania lęków i optymizmu :):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że to będzie Klub samobójców :D
    Proszę, śmiało! Przyznajcie się :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra...ślizg z 5-metrowej skarpy błotnej prosto do rzeki, blizna na kolanie po wizycie na budowie oraz kilkukrotne zejście paznokci (zabawa w "wojnę" i noszenie "granatów") udokumentowane do kupy na ślicznym zdjęciu zrobionym w salonie fotograficznym, przewrotka na twarz przez kierownicę roweru, 2 x gleba na motocyklu, 1 x bliskie (prawie) spotkanie z przednią maską autobusu, kilka razy pieszy slalom wzdłuż ruchliwej ulicy (nocą, bez odblasku), pokopanie prądem i najgorsze, najbardziej drastyczne: związek z feministką...więcej nie pamiętam, ale było tego ohohoho i trochę...
    Ale liczy się skutek, przeżyłem ten poligon i już nic mi nie straszne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. :D feministka zesłana na Madagaskar, gdzie sobie spokojnie goli wąsy?

    Przypomniałeś mi, że i ja robiłam doświadczenia z prądem, bo to przecież takie głupie coś, że nie widać. A jak nie widać, to być może nie ma, tylko mnie oszukują?
    Wetknięcie spinki do włosów w kontakt wskazuje, że coś tam jednak jest. Nadal w sumie nie wiem, co, bo mnie zrzuciło brutalnie z kanapy i nie dało się podejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi kolega amator-elektronik powiedział: "poczymaj te dwa kabelki" - no to poczymałem...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem jakim cudem dotrwałam do dzisiejszego dnia. To znaczy wiem że cudem, tylko nie wiem jakim;D

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie - wtykanie głowy do bud obcych psów, wyciąganie szczeniaczków z tych miejsc, i witanie się przez płot z każdym kundlem - efekt łapska poobgryzane do kości, trochę blizn i zastrzyki przeciw wściekliźnie. Czytanie przy jedzeniu = wielokrotne oparzenia, bo mój tata tez był fanem wrzątku a ja byłam uparta, najgorsze były pęcherze po warzywnej od dekoltu po kostki /zrobiłam to sobie dzień przed podróżą nad morze a wszytskiemu winien Gwidon Miklaszewski/. Zabawy nożem = szycie dłoni bez znieczulenia bo na to nie było już czasu, troszkę odcięte ucho /prawie bezuchy czarnypieprz/, nóż w plecach /sama sobie wbiłam!/, samodzielne poszerzenie ust, widelec w policzku /zamyśliłam się przy jedzeniu i oparłam na nim/. Najgorsze, że eksperymentuję do dziś.

    OdpowiedzUsuń
  9. Za samodzielnie wbity w plecy nóż - chylę czoła, wyrazy uznania i szacun na dzielni

    OdpowiedzUsuń
  10. A za podparcie się na widelcu w zamyśleniu wielkim to nie? :D

    OdpowiedzUsuń
  11. A za włożenie ręki do wirującego bębna pralki coś dostanę? Hehe...nie mówcie, że was nie kusiło bo nie uwierzę. Tak jak przeciśnięcie palca przez metalową osłonę na wentylatorze. Jam tego dokonała!

    OdpowiedzUsuń
  12. Osobiście poprzestałam na prundzie w kontakcie, wirujących nie tykałam :)
    No i włożyłam palec między zębatkę a łańcuch od roweru, ale tylko na chwilę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hahahaha :) Potrujny szacun i +20 punktów doświadczenia się należy ;))

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie:) wentylator mi rypnął w końcówkę opuszka i nieco ją naciął, a z pralką tą miałam fart jakiś niemożliwy bo po pierwsze wyhamowywało już, a po drugie rękę mi skręciło ale nie wyrwało!no, i babcia mi eksperyment zepsuła.

    OdpowiedzUsuń
  15. Chyba najbliżej przeniesienia się do krainy wiecznych łowów byłem podczas nauki jazdy na nartach.Pani instruktor już po 45 minutach oznajmiła że nadaję się na stok tzw. średniej trudności. Oczywiście-hulaj dusza:)Podczas zjazdu olałem hamowanie...Wiatr na twarzy,prędkość,orgazm....No i zobaczyłem ze stok mi się kończy, ja zapierd....... i zaraz wykonam najdłuższy skok w historii polskiego narciarstwa z lądowaniem bez telemarku.pal licho jednak oceny za styl..Już myślałem tylko o tym by odpowiednio wybić się z progu, kiedy olśniło mnie zeby dokonać wywrotki kontrolowanej..I z rekordu nici...:):):):):)

    OdpowiedzUsuń
  16. No, niektórzy sportowcy tak mają :)

    OdpowiedzUsuń
  17. mnie pociągała akrobatyka więc wyginałam się na podwórkowym trzepaku póki nie odcisnęłam sladu w betonowym podłożu...oddech zatrzymałam na tak długo, że mogłam jeszcze zanurkować bez wyposarzenia...ale wody nie było w pobliżu;))

    OdpowiedzUsuń
  18. No fajnie. A teraz wszyscy piszemy blogi :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Znaczy, że to jakaś naturalna konsekwencja czy chciałaś powiedzieć do blogów... gotowi... start!?
    A tak w ogóle to ja sobie pisze teraz pracę z pisanego" Groza i horror - na podstawie podanych rysunków" - 1200 słów. I cały czas mi wychodzi komedia, kurna chatka!

    OdpowiedzUsuń
  20. że konsekwencja, być może :)
    Weź ten czerwony wskaźnik co nim można celować w czoło, może Cię zmotywuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Wszelkiego rodzaju rusztowań i odwiedzonych w wieku małoletnim budów nie zliczę, jak sobie pomyślę o tych wysokościach i dachach to mnie się słabo robi. Poza tym prawie ucięta dłoń, bo mi się zachciało drzwi otworzyć szklane , tylko, że one w drugą stronę się otwierały i szyba nie wytrzymała. Drzewa to mały Pan Pikus były, nikt z całego osiedla tak nie przechodził z drzewa na drzewo po najcieńszych gałązkach, kumple zakładali się czy dam radę czy spadnę, nigdy nie spadłem :)Blizny na głowie szyte i łatane to mała mapa świata a najlepsza to dziura nad okiem kiedy z kumplem rzucałem się kamieniami, tylko on siedział w krzakach a ja na otwartej przestrzeni byłem, no i zaliczyłem kamieniem podkładowym z torów i żyję. Co prawda to już nie dzieciństwo było, ale tydzień przed ślubem i wywaliłem się na rowerze, dziurawiąc na wylot ciało pod dolna wargą (policzek to nie jest) i co? Zaszyte i po tygodniu, w wielki dzień śladu nie było, nawet bez używania pudrów kryjących a co jak na psie w końcu :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. moja mama od weekendu zaczęła zdradzać moim dzieciom, jaka byłam w dzieciństwie, a wszystko przez to, że mój syn został w czwartek pobity w szkole... cała moja praca wychowawcza wzięła w łeb, wyszło na jaw, że byłam przywódczynią gangu w którym byli sami chłopcy, no, co ja na to mogę, jak mi lepiej było z mieczem niż z laką?!

    Dywan u dyrektora mogłabym odwzorować nawet dzisiaj!

    Ale, zawsze broniłam uciśnionych...

    hehe

    Do niczego więcej się nie przyznam, blizny na nogach i rękach bardzo podobają się mojemu mężowi... a psu wkładałam rękę po łokieć - co prawda tego nie pamiętam, ale tak opowiadają Ci starsi z rodu, rower, wrotki, spanie w lesie przez dwie doby w śpiworze, byłam czort, paliłam z koleżanką żubrówkę przekonana, że to trawka, ale miałam w tedy 8 lat, więc mogłam nie rozróżniać... nigdy nie zapomnę, jak raz wróciłam ze szkoły, poszłam do łazienki się umyć, nosiłam taką mega grzywę, mama podała obiad i kazała odgarnąć za ucho, no to odgarnęłam, garnek z ziemniakami wypadł jej z rąk na widok mojego buziaka, skacząc przez płot, no kurcze, przeliczyłam się i twarzą przejechałam przez szuter...

    a mój syn nie potrafi się obronić, bo mu tłumaczę, wpajam, ale zapisuję go na boks...

    OdpowiedzUsuń
  23. Hmmm...mój dla odmiany nie odpuszcza. Nie odpuściłam nawet kiedy było kilku a on sam. Nie oddał cholernego telefonu komórkowego. Nigdy nie zapomnę jak wchodząc na salę szpitalną zobaczyłam półżywego twardziela machającego mi z daleka komórką i charczącego "Nie dałem". Miałam ochotę połamać mu to co jeszcze zostało nietknięte. Było mi go żal, bo dostał dodatkowa karę - za miesiąc kończył 18 lat a trafił do szpitala dziecięcego i leżał w pościeli w misiaczki z ogromnym Puchatkiem naprzeciw oczu - 3 bite tygodnie.

    OdpowiedzUsuń
  24. Magenta - nie mogę czerwonej kropki bo nie ma na rysunku - ale mi teraz Poe wyszedł:)))))W ogóle zaroiło mi się od bladolicych Ofelii błąkających się po ciemnych schodach w blasku zimnego światła księżyca.

    OdpowiedzUsuń
  25. Szlag! Boję się, że popadam w paranoję - jedna z Ofelii wpakowała mi się do łóżka, a druga obciąga sok z butelki. O! Teraz jej się odbiło. Chyba jednak porzucę na chwilę to pisanie i pójdę z psami.

    OdpowiedzUsuń
  26. To ja też sobie przegląd wypadków zrobiłam. No i były drzewa, skakanie z dachów, z szaf, włażenie do budy ze szczeniakami,robienie miziu miziu wszystkim napotkanym kundlom, "ruchome piaski" na budowie(to był ponoć kiedyś dół na wapno), zjazdy ze stogów słomy, łażenie po bagnach itd., ale o dziwo bezwypadkowo się kończyło. Jakies tylko małe zadrapanka i zamoczenia. Phi Weselej było jak się tacie schowałam pod biureczko. Miała być niespodzianka. I była. Wstawił z rozmachem koszyk, z którego wystawała wiertarka z wiertłem. Cud, że nie w oko. A i wydły jeszcze. Dziecię niezwyczajne chciało w ziemię wbić, a że to tałatajstwo zakrzywione to się wbiły... w stopę:))))

    OdpowiedzUsuń
  27. :D przerażające towarzystwo hahaha.
    Ludzie, jak myśmy przeżyli? :D Tego się nie spodziewałam.

    OdpowiedzUsuń
  28. trochę tego było, ale najbliżej osiągnięcia stanu nie stawania już w podobnych rankingach, to chyba podczas zimowisk na Mazurach, gdy załamał się pode mną lód na jeziorze..
    nadludzki wysiłek woli oraz bohaterska koleżanka z długim szalikiem i oto piszę te słowa, dzieląc sie swoją szczenięcą głupotą ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. mam zabandażowane żebra...więc wiem cos o tym...ale co żyję :)

    OdpowiedzUsuń
  30. crimen0excepta22 lutego 2010 22:32

    Najbardziej mi się podoba okręślenie:
    ...małe..bydlę :) Nielogiczne ale jakże wymowne.

    OdpowiedzUsuń
  31. Jak to się mówi? Aaaa już wiem! Niektórzy mają więcej szczęścia niż rozumu. ;)
    A tak na poważnie to Matka Natura pod postacią opaczności i innych tam dba o nas jak trza!

    OdpowiedzUsuń
  32. Jasny gwint , ale mi miejsca nie starczy na opisywanie moich wypadków !!! Najgorszym wypadkiem było urodzenie mnie na podłodze , ponoć mocno się trzepełam w głowę i tak mi zostało do dzisiaj ;))))) No dobra mam za sobą złamania , podtopienia i wtopiony gorący plastik w nogę , a poza tym przysypanie gruzami i kolejne trzepnięcie w główkę ;)))))Cegłówką zresztą ;))))

    OdpowiedzUsuń
  33. A mnie ugryzł wyżeł dziadka miądzy brwią a okiem. Bliznę widać do dziś, więc można sprawdzić, że nie łżę.
    Dziadek chciał zarąbać go siekierą, tylko go w ostatniej chwili złapali, bo pies (oczywiście) nie był szczepiony na czas, a porąbanego na kawałki psa już się nie da zbadać, czy sie nie wścik.

    OdpowiedzUsuń
  34. Czyli normalnie; gatunek dąży do przetrwania. Gatunkowi gratulujemy.

    OdpowiedzUsuń