niedziela, 12 czerwca 2016

Dom na skraju (2)

2.

Tym razem zawędrowałem aż pod lipę w ogrodzie, rozłożystą, starą, o nisko rosnących gałęziach. „Coś ci ten ogród przypomina?” – zapytał mój głos wewnętrzny, choć doskonale znał odpowiedź. Tak trochę mi przypominał ogród u babci, dzieciństwo, beztroskę, zapachy lata, kiedy byłem jeszcze szczeniakiem i niecierpliwiłem się, że czas tak wolno płynie, a ja ciągle nie mogę zrobić tych rzeczy, które zrobię, jak już będę odpowiednio duży. „Robisz się sentmentalny” – zauważył mój głos wewnętrzny. „Marnujemy tu czas, zamiast spokojnie jehać na kongres, spotkać tam starych znajomych, napić się z nimi jednego i pogadać. I tak teraz nie kupisz domu.” Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, bo usłyszałem za sobą cichy trzask. Na ścieżce stał człowiek, pewnie agent, do którego się dodzwoniłem albo może właściciel. Zawróciłem. Nie spojrzałem na zegarek, bo mężczyzna patrzył na mnie, a ja nie chciałem, żeby ten gest wypadł nieuprzejmie, ale miałem wrażenie, że zjawił się szybciej niż obiecał. Tym lepiej.
- Dzień dobry, dziękuję, że pan przyjechał – szedłem w jego stronę z wyciągniętą ręką.
- To mój obowiązek, a także przyjemność.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. Miał mocny, zdecydowany uścisk z gatunku tych, które mówią „jestem solidny”. Trochę nie pasował do bladej twarzy, bezbarwnych włosów i wiotkiej sylwetki. Postanowiłem jednak zdusić w zarodku zrzędzenie glosu wewnętrznego. Mężczyzna spojrzał mi prosto w oczy niepokojąco jasnymi oczami. Bladoniebieskie tęczówki otaczało czarne kółeczko. Wyglądał przez to trochę jak ślepiec, ale patrzył na mnie bardzo uważnie.
- Wysocki – przedstawił się, więc nie pozostałem dłużny. – Pokażę panu wnętrze domu, jeśli pan nie ma nic przeciwko temu.
Nie miałem i weszliśmy przez ogrodowe drzwi do środka. Pachniało suchym, rozgrzanym drewnem. Wcale się nie czuło, że dom stał opuszczony, albo, że od dawna nikt tu mieszkał, zresztą nic na ten temat nie wiedziałem. Przeciwnie, dom roztaczał aurę ciepła i sprawiał wrażenie przytulnego. Mój gospodarz, jakby czytał mi w myślach, pośpieszył z informacją:
- Poprzedni właściciel wyjechał zagranicę zeszłego lata. Nie był pewien, czy wyjedzie na stałe, czy też wróci, dlatego dopiero niedawno podjął decyzję i wystawił dom na sprzedaż.
Kiwnąłem głową. Obeszliśmy cały dół, potem antresolę, a na koniec piwnicę. Poza tym, że dom wymagał niewątpliwie renowacji z zewnątrz, wszystko zdawało się w jak najlepszym porządku. Jakby czas się go nie imał, albo właściciel dbał o niego do końca.
- Dom jest bardzo zadbany – odezwał się mój gospodarz. – Gdyby nie ten wyjazd, właściciel na pewno odnowiłby go z zewnątrz już rok temu. Widział pan zapewnę tę okiennicę. Poza tym stan domu jest więcej niz zadowalający. Jego właściciel bardzo kochał ten dom. Poświęcał mu wiele uwagi i czasu. Czy pan ma dużo czasu?
- Myślę, że jak każdy dorosły, pracujący człowiek. Ale na to, co lubię, znajdę czas.
Skinął glową, a ja podszedłem do stojącego zegara, którego nie widziałem, kiedy tu zajrzałem przez okna, bo zasłaniała go ściana.
- Nie chodzi? – spytałem?
- Chodzi cały czas. Odmierza.
- Ale nie tyka.
Wysocki uśmiechnął się, choć jego oczy pozostały nieruchome i uważne:
- No nie. To wyjątkowy zegar. Został w domu, jako jedyny element wyposażenia, jak pan widzi. Nie można go przenosić. Jest zbyt delikatny.
- Hm... w sumie nie wygląda. Właściwie to wygląda bardzo solidnie – zauważyłem.
- Chodzi mi o mechanizm – uściślił mój gospodarz. – Rzeczywiście obudowa jest solidna, z mocnego drewna, a szyby to najprawdziwszy kryształ. Ale mechanizm odmierzania czasu jest bardzo precyzyjny. I delikatny, jak już powiedziałem.
- Piękny – zauważyłem przyglądając się heroglifom wypisanym na tarczy. Nic mi nie mówiły, ani z niczym się nie kojarzyły, ale układ znaków z łatwością dawał się odczytać jak godziny.
Dotknąłem drewnianej obudowy. Była gładka i ciepła. Gapiłem się na hieroglify widoczne przez kryształ i przez krótki czas miałem wrażenie, że widzę uciekające galaktyki. W zupełnej ciszy. Otrząsnąłem się i spojrzałem na Wysockiego.
- Zegar jest w wyposażeniu domu? – spytałem z uśmiechem pewien, ze zaraz usłyszę jakąś kosmiczną cenę.
Ale Wysocki tylko skinął głową.
- Muszę teraz jechać dalej. Tak naprawdę zboczyłem nieco w drodze na konferencję naukową. Pozwolę sobie zadzwonić pojutrze i umówić z panem. Jeśli cena będzie dla mnie osiągalna, myślę, że dopniemy transakcji.
- Z pewnością – odparł poważnie.
Nie sądziłem, że sprawa jest przesądzona, choć mój głos wewnętrzny sugerował złośliwie, że pozwoliłem podjąć decyzję za siebie. Bardzo chciałem mieć ten dom i nie interesował mnie mój głos wewnętrzny. Znowu mało mnie obchodził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz