Zgodnie z planem najpierw weszłyśmy do kuchni. Zdecydowanie i błyskawicznie. Od razu za drzwiami przykucnęłam chowając się za stołem i szukając celu. Magda już wyjęła zza podwiązki swój pistolet na strzałki. Cel był jeden, o dziwo, i pochylał się nad umywalką niezdarnie spłukując z krawata resztki jedzenia. Tylko się nie odwracaj, pomyślałam w chwili, gdy zareagował na dźwięk otwieranych drzwi i już rozpoczął mozolny ruch głową w naszą stronę. Strzałka Magdy wbiła mu się w szyję. Efekt był natychmiastowy. Zanim zdążył się całkiem osunąć do zlewu byłyśmy przy nim. Przyzwyczaiłam się, że Magda zawsze ich ratuje przed upadkiem. Już nie dyskutowałam, tylko jej pomagałam. Tak było szybciej. Kiedyś, jak mi zaczęła tłumaczyć, że nie wypada, było nie było, kolegom pozwalać się obijać bez powodu, jeden wyjątkowo odporny kolega zaczął się budzić. Od tamtej pory wolałam nie ryzykować rozmów na temat ewentualnych potłuczeń. Oczywiście sprawy się miały zupełnie inaczej, kiedy to Magda ich obijała, a nie zlew lub inny mebel. Zaciągnęłyśmy szybko ochroniarza do chłodni.
- Zamknij drzwi – przypomniałam.
- A jak się przeziębi? – spytała Magda.
- Nie przeziębi się, za chwilę otworzymy te drzwi i wypełznie. Mamy dziesięć minut i przez ten czas nic mu się nie stanie.
To był pierwszy. Spodziewałam się tutaj zastać również drugiego, ale w tej robocie zawsze zdarzają się jakieś niespodzianki. Czynnik ludzki. Magda naparła energicznie na drzwi wahadłowe prowadzące z kuchni do służbowego przejścia w głąb mieszkania i tym sposobem znalazła drugiego. Kiedy drugi łapał się za obolałą twarz, wystrzeliłam nabój usypiający, a Magda wsunęła się zręcznie pod wiotczejące ciało, żeby łatwiej jej było na własnych plecach doholować gościa do chłodni.
- Myślisz, że się zmieszczą razem?
- Muszą – zauważyłam i przez chwilę mocowałyśmy się z drzwiami.
- Drugi z głowy – odliczyła Magda.
Tym razem wyszłyśmy z kuchni ostrożnie. Trzeci i czwarty cel były na korytarzu, w gabinecie, który nas tak bardzo interesował, albo gdziekolwiek. Znalazł się, kiedy wychodził z toalety. Właściwie, na początku nie miałyśmy wcale pewności, ze to on. Po prostu ktoś otwierał drzwi, a my nie czekałyśmy, aż wyjdzie w całej okazałości na korytarz. Poza tym, mimo znakomitej charakteryzacji, dzięki której na ulicy same siebie byśmy nie poznały, wolałyśmy jednak dostarczać im jak najmniej danych i wrażeń na własny temat. Z doświadczenia wiedziałyśmy, że ta metoda się sprawdza. Koniec końców okazało się, żeśmy sie nie pomyliły i to był nasz trzeci cel. Spoczął w łazience złożony troskliwie do snu przez Magdę. Zablokowałam na wszelki wypadek drzwi kijem od mopa i po chwili zajrzałśmy za róg korytarza. Korytarz był pusty. Po prawej znajdowały się drzwi do interesującego nas gabinetu, kawałek dalej wyjście na schody z dwoma dżentelmenami przebranymi za agentów. Magda przysunęła się do ściany po lewej stronie i cichutko podeszła na sam koniec korytarza wyglądając na schody. Odwróciła się do mnie i podniosła do górę palec wskazujący. Był zatem tylko jeden koleś na schodach. Przypadłyśmy do ściany przy drzwiach. Głęboki wdech i weszłyśmy do gabinetu. Ułamek sekundy. Bezszelestnie zamykałam za nami drzwi, a kiedy się odwróciłam, facet siedzący na kanapie już złożył głowę na własnej piersi. Na kolanach trzymał otwartą książkę. Magda uśmiechnęła się do mnie. Wiedziałam, że lubiła intelektualistów, ale teraz nie było na to czasu. Sprawdziła tylko szybko, czy na pewno śpi, odchylając mu delkatnie powiekę. Oko odpłynęło; kolega spał jak dziecko. Magda stanęła przy drzwiach, ja szybko wyjęłam z torby niewielkie urządzenie, zdjęłam ze ściany obraz i przyłożyłyłam elektroniczne cacko do ścianki sejfu. Nacisnęłam włącznik. Zielone cyferki zaczęly migać w zawrotnym tempie.
Rozejrzałam się po pokoju. Obrazy, półki z książkami, jakieś rzeźby, akwarium. A w nim ohydne szare rybki. Kto trzyma takie paskudztwo dla ozdoby wnętrza? Podeszłam bliżej. Z akwarium gapiły się na mnie wstrętne oczy i szczerzyły wstrętne paszcze. Skoro nasz artysta trzyma piranie ku ozdobie, to warto się przyjrzeć, pomyślałam. Zrobiłam krok w stronę akwarium i wtedy wydarzyły się jednocześnie trzy rzeczy: rozległo się kliknięcie otwieranego sejfu, Magda odskoczyła lekko pozwalając komuś otworzyc drzwi i moje spojrzenie padło na połyskującą wypukłość na dnie akwarium. Kątem oka zauważyłam ruch przy drzwiach i usłyszałam jak ciężkie ciało osuwa się na podłogę. Ten odgłos stłumił dywan i opiekuńczy instynkt Magdy. Westchnęłam i sięgnęłam po podbierak leżący na wierzchu akwarium.
- Zajrzyj do sejfu – poprosiłam Magdę.
- Trochę grosza i nic ciekawego – odpowiedziała po chwili.
- Czyli zgodnie z oczekiwaniami – zauważyłam sięgając podbierakiem na dno akwarium.
Durne ryby rzuciły się na podbierak, a ja spokojnie wyciągnęłam z dna przezroczysty kamień. Magda zdjęła nasz otwieracz z sejfu i wróciła błyskawicznie pod drzwi. Wrzuciłam kamień do torby, powiesiłam obaz na miejscu.
- Mamy czterech, wracamy. Może uda nam się spokojnie wyminąć pozostałych dwóch. Wyjrzałyśmy ostrożnie na korytarz.
To ja wcisnęłam - interesujące. Jeszcze nie wiadomo co się z tego wykluje...
OdpowiedzUsuń