piątek, 17 lutego 2017

Ravel (8)


- Co robisz? – usłyszał głos Irminy tuż obok i odetchnął z ulgą.
Oderwał dłonie od twarzy. Siedzieli na polanie. Pamiętał tę polanę z dzieciństwa. Znajdowała się za domem dziadków, zaraz na skraju zagajnika. Pamiętał też ten jałowiec i żywiczny zapach rozgrzanego powietrza. Poczuł, że drętwieje i rozprostował nogi, żeby się pozbyć nieprzyjemnego mrowienia.
- Widziałem siebie – powiedział bez żadnego wstępu odwracając głowę do Irminy.
Ona skinęła w odpowiedzi, jakby jej te słowa wcale nie zaskoczyły i patrzyła wyczekująco.
- A ty? Też widziałaś kiedyś siebie?
Patrząc mu w oczy Irmina raz jeszcze skinęła głową.
- Co to znaczy twoim zdaniem?
Wzruszyła ramionami.
- Nie mam pewności.
- A kim był ten ja, którego widziałem?
- Myślę, że to druga strona ciebie – zaczęła Irmina ostrożnie. – Ja się widziałam kilka razy, ale za każdym razem natychmiast znikałam. Początkowo myślałam, że to złudzenie. Znikałam ja, ale też znikała ta ja, którą widziałam. Jakbyśmy się obie zapadały. Nie wiem, gdzie się podziewałam, kiedy tak znikałam, ale wiesz co? Zauważyłam w końcu, że jeśli się bardzo postaram, jeśli robię coś zajmującego, albo jeśli się bardzo uprę, wtedy zostaję dłużej, a ta druga znika. Wpadłam na to trochę przypadkiem
- Myślisz, że istniejemy na zmianę? On albo ja? Razem być nie możemy?
- Nie jestem pewna – Irmina wzruszyła ramionami. - W każdym razie mnie się nie udało ani razu. Zawsze nadchodzi ten moment, kiedy przestaję wiedzieć, co się dzieje.
Ravel opuścił głowę i spojrzał na wodospad w dole, pod skarpą, na której siedzieli. Nie czuł wilgoci ani nie słyszał huku wody. Panowała cisza. Widok płynącej wody uspokajał, ale też otępiał. Ravel nie chciał ulec otępieniu, nie chciał zniknąć teraz. W ogóle nie chciał znikać. Czuł, że dzieje się coś bardzo ważnego i on musi to zrozumieć, Jak zrozumie, może zdoła coś zmienić.

Leżał z szeroko otwartymi oczami. Nie widział, czy znajduje się w pomieszczeniu czy gdzieś na zewnątrz. Nie widział niczego, choć nie było ciemno. Nie miał poczucia, że znajduje się w zamknięciu, ale też nie czuł podmuchu wiatru, który mógłby być wskazówką. Jakby leżał w nicości. Pomyślał, że powinien znaleźć się w tamtym pokoju, w sypialni, gdzie widział siebie. Może tam zdołałby zrozumieć więcej. Może teraz był ten odpowiedni moment. Prawie nie oddychał. Zaczął odtwarzać obraz, ktory miał w pamięci. Stopniowo wyłaniały się kształty. Jak na życzenie malował się coraz wyraźniej zarys łóżka i pościeli, lustra na ścianie, mebli. Ravel czekał cierpliwie, bez ruchu, aż jego myśli się zmaterializują. Był gotów zmierzyć się z tajemnicą i własnym lękiem. Był więcej niż gotów. Musiał znaleźć potwierdzenie, zanim zada kolejne pytania.
Spojrzał na podłogę pokrytą liśćmi, po których jakieś stworzenie przemknęło tak szybko, że nie zdołał go zidentyfikować. Nie, nie – potrząsnął głową. Musi zostać tutaj, skupić się na tym pokoju, jak radziła Irmina, na tym łóżku i na leżącym w nim człowieku. To było teraz najważniejsze – zostać tutaj.
Mężczyzna drgnął i zmarszczył brwi. Jego oczy poruszały się szybko pod zamkniętymi powiekami. Oddychał głośno. Ravel patrzył z ciekawością na bezwładne ciało. Miał wrażenie, że mężczyzna pobiegłby przed siebie, gdyby mógł, ale ciało nie słuchało rozkazów. Tylko palce mężczyzny zacisnęły się na kołdrze. Ravel pochylił się nad leżącym. Tamten jakby wyczuł czyjąś obecność, oddychał teraz prawie bezszelestnie. Co widział pod zamkniętymi powiekami? Ravel próbował to sobie wyobrazić i sam zamknął oczy. Zobaczył siebie w pościeli. Był uwięziony i nie mógł się poruszyć. Chciał uciec, ale nie czuł nóg. Ktoś się nad nim pochylał. Ravel poczuł lęk, irracjonalny lęk, bo był przecież pewien, że nikt mu nie zagraża. Szybko otworzyl oczy. Mężczyzna w łóżku patrzył na niego. Ravel znieruchomiał. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że mimo szeroko otwartych oczu mężczyzna go nie widzi. Te oczy nie patrzyły na niego, ale przez niego. Śledziły jakiś ruch daleko stąd. Ravel poczuł się nieswojo patrząc na siebie i wiedząc, że to przecież nie jest on. On był tutaj i patrzył... na siebie. Zdusił w sobie chęć dotknięcia bezwładnego ciała w pościeli, choć przez chwilę kusiła go ta myśl. Nic by się nie stało – pomyślał – ale też niczego, by nie wyjaśniało.
Odsunął się od łóżka o krok i poczuł, że oddala się znacznie bardziej niż zamierzał. Nie poruszał nogami, a jednak odpływał coraz dalej i dalej. Spojrzał pod nogi. Bose stopy częściowo zakryte piaskiem. Nie czuł, czy piasek jest ciepły czy może chłodny. Świeciło słońce, więc pewnie piasek był rozgrzany. Przez chwilę Ravel chciał walczyć z tą siłą, która go wypchnęła z sypialni, odsunęła od łóżka, chciał wrócić w nadziei, że dowie się czegoś jeszcze o śpiącym, ale stracił zdolność ruchu. Poczuł, że staje się przezroczysty.

Laverre usiadł na łóżku nie otwierając oczu. Opuścił nogi, posiedział jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami, a potem ruszył powoli w stronę kuchni. Dopiero tam otworzył oczy, żeby znaleźć butelkę z wodą. Nie zapalając światła, w słabym odblasku latarni ulicznej zobaczył butelkę stojącą obok zlewu, odkręcił plastikową nakrętkę i wypił łyk. Potem drugi, po chwili trzeci. Rzucił okiem na lśniące cyfry zegara na kuchence mikrofalowej. Wskazywały czternaście po drugiej. Zamknął oczy i stał jeszcze chwilę bez ruchu. Przełknął kolejny łyk, odstawił butelkę, odwrócił się i jak lunatyk powędrował z powrotem do sypialni. Może, gdyby otworzył oczy, zobaczyłby niewyraźny zarys męskiej sylwetki. Ale nie otworzył oczu, więc nic nie zobaczył. Wrócił do łóżka i wsunął się pod cienką kołdrę. Natychmiast zasnął, jakby się w ogóle nie obudził i nie wstawał.
Ravel wszedł bezszelestnie w ślad za nim do pokoju. Stojąc w nogach łóżka przyglądał się śpiącemu. Laverre wyglądał na spokojnego, oddychał miarowo zupełnie obojetny na obecność sobowtóra. Ravel odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi wyjściowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz