poniedziałek, 13 lutego 2017

Ravel (6)

- Gra i buczy. Jest pan w świetnej formie, jak zwykle zresztą. Wypiszę zaświadczenie dla pracodawcy.
Laverre skinął głową.
- Mam jeszcze prośbę, panie doktorze – lekarz skupił spojrzenie na pacjencie. – Ostatnio kiepsko sypiam. Śnią mi się jakieś głupoty. Chciałbym się normalnie wyspać, bo wie pan, pracy nam nie brakuje. Muszę być w formie.
- Zapiszę panu łagodny środek. Coś się dzieje niepokojącego w pańskim życiu?
- Nie. Właściwie rutyna.
- Pewnie przyczyna jest taka jak zwykle: stres, pośpiech.
Laverre pokiwał głową.
- Coś jeszcze?
– Poza tym wszystko w normie.
- W takim razie proszę to wykupić i brać jedną tabletkę przed snem. Będzie pan spał jak dziecko.
Lekarz podał mu receptę.

***

Poczuł wibracje telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i postanowił nie odbierać. W końcu wziął wolne, żeby pozałatwiać sprawy. Stał właśnie na wysokości baru La Figa, więc skoro już te sprawy pozałatwiał, niech ten dzień będzie też przyjemny.
- Cześć Kal – rzucił do brunetki za barem.
- Jak się masz, Laverre? – spytała tonem, który sugerował, że naprawdę obchodzi ją, czy Laverre ma się dobrze czy nie. – Kawy?
Skinął głową. Tak, kawa mu się przyda. Doda mu energii. Rozejrzał się wkoło. O tej porze nie było ludzi, jakaś para siedziała przy stoliku pod oknem. Ona ładna, efektowna, pewna siebie. On sztywny, jakby kij połknął, grzebał w jakichś papierach rozłożonych na stoliku. To nie mogła być randka.
- Pracujesz dziś?
Pokręcił głową i wsypał łyżeczkę cukru do filiżanki. Wciągnął z przyjemnością zapach, który unosił się w przezroczysto-siwej smudze parującej kawy. Mieszał powoli i starannie, skupiony na prostej czynności. Nagle w głowie pojawił mu się idiotyczny obraz królika z opadającym uchem. Potrzasnął głową.
- Co tam? – spytała Kalina.
Wzruszył ramionami i wypił ostrożnie łyk kawy.
- Mam ostatnio zupełnie idiotyczne sny. Właśnie mi się przypomniało, że śniłem o puchatym króliczku z opadającym uchem – spojrzał na nią znad filiżanki unosząc wysoko brwi. Nie wspomniał o mężczyźnie, który wyglądał wypisz, wymaluj jak on sam i pojawiał się w snach coraz natrętniej.
Uśmiechnęła się i oparła dłonie o blat.
- I co?
- Nic. Nie pamiętam. Zapamiętałem tylko tego idiotycznego królika.
- Mnie też się czasami śnią głupoty. Każdemu. Tak to działa.
Laverre wodził spojrzeniem po butelkach ustawionych w rzędach. Mieniły się barwami od oczywistych do najbardziej zaskakujących. Niebieski, zielony, fioletowy...
- Kal?
Spojrzała na niego.
- Nie wiesz, co oznacza królik z klapniętym uszkiem?
- Nie mam pojęcia. Może wyciągniesz jakiegoś z kapelusza? – jej uśmiech działał na niego za każdym razem.
Laverre też się uśmiechnął. Lubił Kalinę i wiedział, że nie ma u niej żadnych szans. To znaczy raczej nie ma, ale i tak nie zaszkodzi spróbować, bo przecież nie narzekał na brak powodzenia. Przychodził tu od ponad roku czyli od czasu, gdy otworzyła La Figę. Wcześniej był w tym miejscu jakiś sklepik, ale właściciel wyjechał i lokal stał pusty. A potem zjawia się Kalina i przerobiła smętne miejsce na przytulną kawiarnię. Laverre zaglądał tu regularnie, zresztą nie był jedyny, ale ona nie wydawała się zainteresowana, choć zawsze chętnie rozmawiała z goścmi, a kilku z nich robiło sobie nadzieję, że z nimi chętniej niż z pozostałymi. Na wypadek, gdyby jednak miał jakieś szanse, postanowił przemilczeć swoje rzeczywiste problemy. Zresztą czy naprawdę miał problemy? Jakieś zwidy i tyle. Przejdzie. Zanim zapłacił za kawę, przyglądał jej się jeszcze dyskretnie przez chwilę. Tak, może kiedyś. Nie poddawać się, nigdy!
- Do jutra!
Obdarzyła go cudownym uśmiechem na pożegnanie. Laverre lubił uśmiechy kobiet. Czerpał z nich energię, a teraz potrzebował dużo energii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz