już się nawet przeniosłam i rozpakowałam ze 40 kartonów. Pierwszego wieczoru musiałam przetrzeć miejsce do sofy, żeby mieć gdzie spać. Ale jeszcze daleko do końca. Teraz się zabrałam za podłogę w kuchni. Pamiętałam, że pod warstwą gustownego PCV są drewniane deski. Doskrobałam się najpierw do płyty pilśniowej.
Fachowiec, który kładł PCV najpierw nabił na deski płytę pilśniową (chyba bardzo lubił tę czynność i używał dużo sporych gwoździ) a potem ułożył płytki. Akurat samo PCV schodzi bardzo łatwo, wystarczyło podważyć szpachelką i zedrzeć. Wynoszenie mnie zadziwiło, nie wiedziałam, że to dziadostwo jest takie ciężkie. Już go w każdym razie nie ma. Gorzej wygląda zdzieranie płyty, bo nie dość, że przybita, to z czasem się jakby przyssała.
Deski już widać. Kurczę, wszystko mnie boli :) Jednak wolę deski od PCV.
O! wreszcie podłoga! A ja też mam pcv, a pod spodem deski. I to własnie będę odkrywac tej jesieni:)
OdpowiedzUsuńOdkryć koniecznie. To są Wielkie Odkrycia.
UsuńJasne, że deski lepsze. :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak je szorowałam szczotą ryżową dziecięciem będąc ;)
UsuńKto to słyszał przykrywać piękne deski PCV?
OdpowiedzUsuńPodobno dla wygody. Łatwiej myć.
UsuńEh nie zazdroszczę tej roboty :P
OdpowiedzUsuńNo ja też nie, widać, że dość ciężko ;) zawsze można to jakoś przykryć
OdpowiedzUsuńTrochę się napracowałaś, ale chyba było warto ;)
OdpowiedzUsuń