sobota, 3 maja 2014

Malowanie i owszem zakończone,

już się nawet przeniosłam i rozpakowałam ze 40 kartonów. Pierwszego wieczoru musiałam przetrzeć miejsce do sofy, żeby mieć gdzie spać. Ale jeszcze daleko do końca. Teraz się zabrałam za podłogę w kuchni. Pamiętałam, że pod warstwą gustownego PCV są drewniane deski. Doskrobałam się najpierw do płyty pilśniowej.
Fachowiec, który kładł PCV najpierw nabił na deski płytę pilśniową (chyba bardzo lubił tę czynność i używał dużo sporych gwoździ) a potem ułożył płytki. Akurat samo PCV schodzi bardzo łatwo, wystarczyło podważyć szpachelką i zedrzeć. Wynoszenie mnie zadziwiło, nie wiedziałam, że to dziadostwo jest takie ciężkie. Już go w każdym razie nie ma. Gorzej wygląda zdzieranie płyty, bo nie dość, że przybita, to z czasem się jakby przyssała.
Deski już widać. Kurczę, wszystko mnie boli :) Jednak wolę deski od PCV.

9 komentarzy:

  1. O! wreszcie podłoga! A ja też mam pcv, a pod spodem deski. I to własnie będę odkrywac tej jesieni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkryć koniecznie. To są Wielkie Odkrycia.

      Usuń
  2. Jasne, że deski lepsze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, jak je szorowałam szczotą ryżową dziecięciem będąc ;)

      Usuń
  3. Kto to słyszał przykrywać piękne deski PCV?

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh nie zazdroszczę tej roboty :P

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja też nie, widać, że dość ciężko ;) zawsze można to jakoś przykryć

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę się napracowałaś, ale chyba było warto ;)

    OdpowiedzUsuń