Mimo ostatniej wpadki z kolankiem nadal z jakichś przyczyn uważam się za rozgarniętą i nie ustaję w wysiłkach, żeby to sobie udowodnić.
Postępując praktycznie - jak sądzę - zapisałam adres osoby, do której coś wysyłam na kopercie. A gdzie niby miałam zapisać ten adres? Wysłałam. I wszystko byłoby w porządku, gdybym nie miała potrzeby wysłać znowu czegoś pod ten sam adres.
Niestety tamta koperta została wysłana, a mój praktyczny i logiczny pomysł okazał się niewypałem.
Złośliwość losu i kopert nie ma granic.
Jak sobie radzicie z własnymi praktycznymi pomysłami? :)
P.S. Pamiętacie te znaczki, co mi je pod koniec lata krasnale podebrały z biurka? Do dziś dnia się nie odnalazły!!!
Ja jestem chyba mało praktyczny. Natomiast jeśli adres zapisałaś na kopercie to może i ze znaczkami postąpiłaś tak samo naklejając je na kopercie? ;)) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDobre ;), mam zwyczaj zapisywać nr telefonu w "komórce" i zdarzyło mi się, że bateria się rozładowała a ja za diabła nie mogłam przypomnieć sobie PIN-u..sprawę musiałam załatwić "na piechotę"
OdpowiedzUsuńNo dobrze, to ja rąbnąłem te znaczki.
OdpowiedzUsuńja mam swój kapownik ręcznie pisany ;)
OdpowiedzUsuńMam na biurku całą stertę różnej maści zapisanych karteczek.Co jakiś czas robię remanent, czyli to co zapisane na tych karteczkach przenoszę do kapownika.I co z tego, skoro mam całą masę samych numerów telefonów do...nie wiadomo kogo, bo numer i owszem, zapisałam, ale nie zapisałam do kogo. A ja myślałam,że to tylko u mnie buszują krasnale. Mnie te rozkoszniaczki zawsze podbierają długopisy
OdpowiedzUsuńi...szydełka.
Miłego i WESOŁYCH ŚWIĄT!
Chyba mam podobnie...
OdpowiedzUsuńPrzechowuję kalendarze z lat dawno już minionych, by w każdej chwili móc odświeżyć tamte zdarzenia czy dotrzeć do osób dziś już nie spotykanych. I wcale nie przeszkadza mi w tej sytuacji, że z potencjału tego w zasadzie nie korzystam, co nie oznacza, że innym domownikom ta zakurzona sterta również nie wadzi.
OdpowiedzUsuńNo tak. Pomysł z zapisaniem adresu na kopercie bardzo praktyczny, ale jednorazowego użytku :))
OdpowiedzUsuńWielokrotnie też mam takie rzeczy, które się gubią bezpowrotnie, mówię sobie, że poszły tam, gdzie były bardziej potrzebne :)
Praktycznie zapisuję w telefonie osoby pod nazwami z którymi mi sie kojarzą - CruellaDeMon/ Pan Lizusek/Pani Grzebieniowa/ Robin Hood/ Jacques Clouseau/ Lemoniadowy Joe/ Sadystyczna Jola - i niestety nie pamiętam kim do licha jest James Bond!
OdpowiedzUsuńJestem niepraktyczna, zamiast podkładki pod myszkę mam stos kartek zapisanych ważnymi numerami i nazwiskami, czekają na przeniesienie w spokojniejsze miejsce.
Wiecznie zapominam gdzie są kluczyki od auta. Strasznie to irytujące zwłaszcza jak trzeba rano dojechać gdzieś na czas:) A poza tym to podobnie jak Anabell, zapisuje numer nie zapisując do kogo...:)
OdpowiedzUsuńHa, ha zrobiłam dokładnie to samo i teraz zachodzę w głowę, czy gdzieś nie ukryłam karteczki z adresem :)
OdpowiedzUsuńMam kupę takich cudnych pomysłów. A swego czasu to u mnie ginęły kotlety schabowe i doły od pidżam. A zaznaczam, że kotletów nie jadam. Pidżam zresztą też.
OdpowiedzUsuńu mnie zginął kiedyś nowy zamek do drzwi /moduł klamkowy/... kupiłem go, bo stary już ledwo zipiał... akcje poszukiwawcze co jakiś czas nie przynosiły efektu... minęło pół roku, stary zamek rozwalił się do reszty, to kupiłem jeszcze nowszy... po jego założeniu znalazł się nagle ten stary nowy...
OdpowiedzUsuńi tak to jest :))))...
Jest dobrze kiedy nie zaczyna się wysyłać listów do samego siebie.
OdpowiedzUsuńpozdro
Czytając Twój PS, przypomniały mi się rzesze rzeczy, które gdzieś przepadły, np. najlepszy/najostrzejszy nóż, ważna wizytówka, a ostatnio książka z biblioteki. Za diabła mnie mogę znaleźć tej książki, a przecież nie jest igłą i musi być w domu. Komuś się spodobała ta specyficzna księga... krasnoludkom-filozofom :).
OdpowiedzUsuńja jakoś praktyczny nie jestem w niczym...zawsze sobie utrudniam...
OdpowiedzUsuń