wtorek, 12 lipca 2016

Głos (1)

Początkowo w ogóle nie zwróciłam na niego uwagi. Chodziłam po mieście już od godziny, zaglądając to do jednego to do drugiego sklepu w centrum. Nawet nie chciałam nic kupować, ale a nuż coś się trafi. Jak człowiek szuka, to na pewno nie znajdzie.
Zaczął się przebijać przez szum głosów, zgiełk i kiepską muzykę. Od wejścia do sklepu miałam wrażenie, że coś mi chodzi po głowie, ale dopiero, kiedy stanęłam przed manekinem wpatrzona w otulający go miękki, szary materiał, usłyszałam go wyraźnie.
- Nikt nie ma takiej talii, oczywiście kiecka jest spięta z tyłu szpilkami, żeby dobrze wyglądała.
- Pewnie, że na człowieku będzie wyglądać inaczej – zgodziłam się – ale i tak jest niezła. I materiał jest w porządku. Chyba przymierzę.
- A przymierz – odpowiedział.
Rozejrzałam się, namierzyłam wieszak z szarą kiecką i wyszukałam swój rozmiar.
- Weź też o jeden większy – zazgrzytał głos. – Co będziesz chodzić dwa razy.
Wzięłam ten rozmiar większy. Nigdy nie wiadomo, czasem wygląda się lepiej w mniej dopasowanej. Dostałam numerek i zasunęłam starannie kotarę w przymierzalni. Trzy ściany wyłożone lustrami. Zdjęłam spódniczkę i powiesiłam na wieszaku. Zerknęłam w lustro i odruchowo wciągnęłam brzuch. Nie, żeby był duży, ale myślałam, że jest mniejszy. W każdym razie w ubraniu wydawał się mniejszy. Zdjęłam bluzkę. Światło w przymierzalni nie było korzystne, co do tego miałam absolutną pewność. Zdejmując sukienkę z wieszaka, ukradkiem spojrzałam w lustro. Widziałam się z boku, z tyłu, z przodu, z każdej strony. Nie byłam do tego przyzywyczajona. Nikt nie jest. Głos usiłował się przebić z jakąś złośliwością pod moim adresem, ale stłumiłam go całkiem skutecznie. Milcz, draniu! Ostrożnie wkładałam sukienkę, żeby nie popsuć makijażu, nie rozerwać niczego i w ogóle nie narobić szkód. To przecież nie była jeszcze moja sukienka. Nie muszę się tłumaczyć z ostrożności.
- Gadanie! Boisz się, że się nie wbijesz!
- Zamknij dziób! – wygładziłam dłonią, fałdkę na biodrze, podciągnęłam suwak na plecach do samej góry i obracałam się zupełnie niepotrzebnie, bo w lustrach było widać i przód i tył i tę fałdkę. To nie była fałdka na sukience.
- Na szczęście masz mnie – glos nie dawał za wygraną. – Przestań się wygłupiać i przymierz tę większą.
Przez chwilę stałam milcząc i gapiłam się na siebie w lustrze. Spojrzałam sobie w oczy zastanawiając się, czy tam w środku czai się może obcy element, kosmita, który mnie przejął. Zza przepierzenia słyszałam, jak inna kobieta szamocze się z jakąś częścią gardroby tłamsząc wyrazy głębokiego protestu wobec oporu materii. Zdjęłam sukienkę, zrobiłam głęboki wdech, następnie wydech. Znowu spojrzałam sobie prosto w oczy. Bydlak w mojej głowie ani pisnął. Zdjęłam z wieszaka drugą sukienkę.
- No, może nie wyglądasz tak dobrze, jak Magda, ale obleci – przemknęło mi przez myśl.
- Jeśli to ma być zachęta – warknęłam – lepiej się zamknij. Prosiłam już o to na samym początku.
- Oj, daj spokój – tym razem zabrzmiał pojednawczo. – Może by tak przyłożyć się bardziej do treningów? Wiesz, Magda się przykłada i widać efekty.
Miałam ochotę palnąć w ten durny łeb, ale zrezygnowałam z przyczyn oczywistych. Postanowiłam zignorować Głos. Parzyłam na siebie w lustrze przechylając głowę w jedną stronę, potem w drugą, potem ją trochę uniosłam patrząc z góry, podniosłam rękę, oparłam ją o biodro, lekko się odwróciłam. Na koniec uznałam oględziny za całkiem zadowalające i zdecydowałam, że kupię sukienkę. Właśnie w tym rozmiarze. Glos przeciskał się z komentarzem, ale go stłumiłam zajmując się wyłącznie zdejmowaniem sukienki z siebie. Koncentracja, medytacja, zen. Tylko ja i moja nowa sukienka. Razem wyglądamy naprawdę dobrze. Gdy znowu zakładałam spódnicę unikając patrzenia w lustro – co za idiota wymyślił takie światło w przebieralniach? Nawet gdyby człowiek był idealny, to i tak w tym durnym świetle dopatrzy się u siebie cellulitu i co najmniej trzy kilo za dużo – rozdzwonił się mój telefon. Wygrzebałam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz: Magda.
- Gdzie jesteś? – zapytała prosto z mostu.
- W przymierzalni – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Słuchaj, bo ja właśnie wyszłam z klubu i jestem potwornie głodna. Monika dała nam dziś niezły wycisk. Może skoczymy razem na jakąś sałatkę? Jesteś w centrum?
- Tak.
- Świetnie! To ja już wychodzę. Tam gdzie zwykle?
- Będę za jakieś piętnaście minut.
- Super!
I Magda się rozłączyła. Pozbierałam sukienki i ruszyłam do kasy. Uśmiechnęłam się do dziewczyny stojącej za ladą i podałam jej sukienkę. Czułam się dobrze, byłam zadowolona, za chwilę spotkam się z przyjaciółką i zjemy razem sałatkę.
Zamknij się durniu w mojej głowie! Gęba na kłódkę!

2 komentarze: